Niektórzy wyjechali za chlebem, inni uciekli przed wojną i opresyjnym państwem. W ojczyźnie zostawili bliskich. Dla Hanny z Ukrainy i Natalii z Białorusi Poznań stał się drugim domem. W Polsce zaczęły wszystko od początku. Podobnie jak tysiące innych cudzoziemców, którzy z determinacją budują swoje życie od nowa.
Hanna – drobna, energiczna blondynka z nieśmiałym uśmiechem i wewnętrzną siłą. Choć los nieraz stawiał ją na życiowych zakrętach, za każdym razem walczyła o siebie i bliskich. Po raz pierwszy do Polski przyjechała sześć lat temu. Zarobić.
– Mąż chorował, brałam kredyty na leczenie. Kiedy zmarł, zostałam z długami. Żeby je spłacić, przyjechałam do pracy. Bałam się, bo nie znałam języka. Trafiłam do Siedlec. Pracowałam trzy miesiące przy zbieraniu pieczarek. Za drugim razem miałam pojechać do fabryki produkującej telewizory, ale wysłali mnie do piekarni w Łodzi. To była ciężka praca, ale zarobiłam tyle, że udało mi się spłacić wszystkie zobowiązania – wspomina.
***
Ponownie przyjechała do Polski kilka lat później, gdy jej córka i syn już na dobre zaczęli tu nowe życie.
– Odwiedziłam dzieci w święta w 2021 r. i zostałam. Gdy 24 lutego 2022 r. usłyszałam, że Rosjanie weszli do kraju, zadzwoniłam do syna. Powiedział, że porozmawiamy wieczorem, po pracy. Czekałam na telefon. Nie dzwonił, w końcu nie wytrzymałam i sama zadzwoniłam. Powiedział: „Tylko nie krzycz i nie płacz, ja już w Lublinie, jadę walczyć” – zawiesza głos. – Półtora miesiąca nie miałam z nim kontaktu. Walczył w Doniecku, Ługańsku, Chersoniu. Został ciężko ranny – mówi z przejęciem.
Po operacji przez trzy dni był nieprzytomny, stracił jedno płuco. Teraz powoli wraca do zdrowia. Wciąż przebywa na Ukrainie na rehabilitacji.
– Gdy go odwiedzałam, naoglądałam się tych biednych chłopaków – bez rąk, nóg. Mój dziadek zawsze powtarzał, niech będzie wszystko, byle nie wojna… – wzdycha.
***
Hanna powoli układa sobie życie w Poznaniu. Na nowo buduje to, co zostawiła. Z dala od domu uczy się żyć, pracować i marzyć. W Kołomyi, skąd pochodzi, mieszkają wciąż jej chora matka i siostra.
– To zachodnia Ukraina, tam nie strzelają za bardzo, ale strach jest – mówi. – Tęsknię, dlatego codziennie rano dzwonię do mamy. W Polsce chcę jednak zostać i dopracować do emerytury. Dużo mi już nie zostało. Na Ukrainie skręcałam meble, pracowałam w sklepie, kotłowni, jako sprzątaczka. Czasem za wypłatę były tylko soki, chipsy i mąka. Naprawdę. Dziś pracuję jako pomoc kuchenna w jednej z poznańskich restauracji. Dobrze mi tu, choć polska kuchnia jest dla mnie trudna i czasem niezrozumiała – śmieje się. – Co lubię? Krem z dyni. U nas takich kremowych zup się nie jadało. Ale żurek już nie mi podchodzi, za tłusty. Z ukraińskiej kuchni uwielbiam banosz. To taka potrawka przygotowywana na bazie kaszy kukurydzianej, śmietany, skwarków, którą podaje się z bryndzą i sosem grzybowym. To lubię najbardziej.
***
Od kilku tygodni Hanna jest uczestniczką unijnego projektu, realizowanego przez Fundację AKME. Przedsięwzięcie pomaga obywatelom państw trzecich m.in. w integracji, a także zapewnia wsparcie asystenckie w codziennych relacjach z polskim systemem edukacji, służbą zdrowia i innymi instytucjami publicznymi (tłumaczenia, asystowanie w kontaktach z urzędami).
– Zbieram dokumenty potrzebne mi do emerytury. Dogadam się po polsku w codziennej rozmowie, ale język urzędowy jest już za trudny. Pracownicy fundacji bardzo mi pomagają. Mam też wsparcie psychologiczne. Wcześniej próbowałam poradzić sobie ze wszystkim sama, ale nie zawsze mi to wychodziło. Tu mogę popłakać, wygadać się. Z Polakami dobrze się żyje.
Unia wspiera cudzoziemców
Projekt „Mosty integracji: wsparcie obywateli państw trzecich w Wielkopolsce” ruszył w czerwcu br. Wspiera obywateli państw trzecich, głównie migrantów i uchodźców z Ukrainy. Łącznie pomocą objętych będzie 500 obcokrajowców.
– Od ponad dziesięciu lat prowadzimy wsparcie adresowane do osób zagrożonych wykluczeniem społecznym, co często jest możliwe dzięki realizacji projektów współfinansowanych z środków Unii Europejskiej – mówi Maciej Mankiewicz, dyrektor Fundacji AKME. – Pomagamy osobom z niepełnosprawnościami, seniorom, a także osobom w kryzysie psychicznym. Po utworzeniu środowiskowych centrów zdrowia psychicznego, w ramach dofinansowania z Wielkopolskiego Regionalnego Program Operacyjnego na lata 2014-2020, zauważyliśmy, że trafia do nas po pomoc psychologiczną sporo osób przybyłych do Polski z Ukrainy. Wiele z nich było w trudnej sytuacji życiowej będącej skutkiem wymuszonej migracji. Gdy pojawiła się możliwość aplikowania o środki na pomoc dla migrantów, postanowiliśmy działać.
Uczestnikami przedsięwzięcia mogą być osoby, które przebywają w Polsce legalnie i mają dokumenty upoważniające do pobytu i pracy.
– W pierwszej kolejności przeprowadzamy diagnozę potrzeb, a następnie przygotowujemy pakiet zindywidualizowanego doradztwa specjalistycznego, obejmującego m.in. sprawy administracyjne, edukacyjne, zdrowotne i prawne – opowiada Aleksandra Jagodzińska, doradca zawodowy, pośrednik pracy z Fundacji AKME. – W najbliższym czasie ruszymy ze szkoleniami zawodowymi. Zauważyliśmy, że wielu migrantów pracuje w Polsce poniżej swoich kwalifikacji. Ponieważ polski system edukacyjny nie jest spójny np. z ukraińskim, wiele osób musi zdobyć dodatkowe umiejętności. Wsparciem obejmujemy nie tylko dorosłych, ale również najmłodszych, zapewniając m.in. wsparcie psychologiczne, a także kursy języka polskiego oraz zajęcia integracyjno-animacyjne. Ważną formą pomocy jest też usługa tłumacza i wsparcie procesu nostryfikacji dokumentów. Aby umożliwić skorzystanie ze wsparcia rodzicom małych dzieci, projekt przewiduje także możliwość zapewnienia opieki nad dziećmi w wieku do siedmiu lat. W projekcie uczestniczy już 50 osób. To głównie kobiety z dziećmi, które podjęły decyzję, że zostają w Polsce. To, co mnie niezmiennie zachwyca, to ich hart ducha. To osoby, które choć przeszły wiele, w przyszłość patrzą z optymizmem.
To nie czas, by się poddać
Natalia* jest znacznie młodsza od Hanny. Ma roześmiane i przenikliwe spojrzenie. Drzemią w niej wewnętrzna siła, wrażliwość i duże pokłady empatii. Jej uśmiech skrywa dramatyczne przeżycia. W Polsce mieszka od ponad roku. Przerażona represjami politycznymi, przemocą i brutalnością służb uciekła z Białorusi wraz z mężem i dziećmi. Bała się, że któregoś dnia podzieli los brata, który został aresztowany tylko dlatego, że znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie.
– Wracał do domu z lekarstwami dla matki. Przechodził przez dzielnicę, w której trwała antyrządowa demonstracja. Podeszli do niego milicjanci i zaczęli pytać, co tu robi. Brat zaczął pytać, dlaczego go zaczepili, przecież nic nie zrobił. Podniósł głos, więc milicjant zażądał dokumentów, a potem powiedział bratu, że zgnije w więzieniu. Wtedy jednak nic więcej się nie wydarzyło. Wydawało się, że sprawa ucichła...
***
Później wypadki potoczyły się szybko. Do Aleksandra przyszli zamaskowani funkcjonariusze służb specjalnych. Oskarżyli go o terroryzm i nacjonalizm. Zażądali pieniędzy, a potem pobili do nieprzytomności. Trafił za kratki.
– Nie mogliśmy nic zrobić, nie mieliśmy kogo wezwać na pomoc – milicję? Kiedy go zobaczyłam pobitego, sama mało nie umarłam – mówi, ocierając łzy. – Mam wyrzuty sumienia, że nie zdążyłam mu pomóc, ale nie wiedziałam, co robić. Nigdy nie sądziłam, że znajdziemy się w takiej sytuacji. Wszystkie dowody zostały sfabrykowane. Odbył się „proces”, na którym nie mogliśmy zabrać głosu. Dostał „tylko” sześć lat, ze względu na chorą matkę i brak dowodów potwierdzających terrorystyczną działalność.
***
Rodzina Natalii szybko zdecydowała, że musi wyjechać.
– W Polsce wreszcie czujemy się bezpieczni. Cieszę się, że trafiłam do fundacji. Dzięki pomocy psychologicznej stanęłam na nogi. Po przyjeździe przez pierwsze tygodnie nie mogłam spać ani jeść. Czułam się jak kryminalistyka, choć nic złego nie zrobiłam. Pani psycholog mówi mi, że muszę zadbać o siebie, że powinnam chodzić na kawę, do fryzjera, na manicure, bo mam dla kogo żyć. To pomaga. Jutro idę z córką na urodziny do jej koleżanki. One będą się bawić, a ja z mamami pić kawę. Będzie tak normalnie. Na Białorusi to niemożliwe, bo siedzisz i czekasz tylko, kto na ciebie doniesie. Polska to szczęśliwy kraj. Chcemy tu zostać.
***
Natalia z mężem starają się o przedłużenie kart pobytu. Dziś pracuje jako nauczycielka języka niemieckiego. Uwielbia swoją pracę. Na Białoruś nigdy nie wrócą, chyba że po Aleksandra, gdy wyjdzie na wolność.
– Na Białorusi jest jeszcze nasza mama, ale ono powiedziała, że całe życie tam mieszkała i tam umrze. Rozumiem ją, ale ja tak nie mogę. Gdy sprzedawaliśmy samochód, pojechał tylko mój mąż, ja za bardzo się bałam. Na wiosnę chciałabym jednak pojechać do domu, odwiedzić brata i daj Boże wyciągnąć go z więzienia...
***
Projekt „Mosty integracji: wsparcie obywateli państw trzecich w Wielkopolsce” realizowany jest przy wsparciu programu regionalnego. Wartość przedsięwzięcia to ponad 4,9 mln zł, z czego unijne dofinansowanie to ponad 3,4 mln zł. Przedsięwzięcie będzie realizowane do końca 2026 r.
* imię bohaterki zostało zmienione
Łukasz Karkoszka