Euro jest najbardziej widocznym symbolem integracji europejskiej. O tym, czy wspólna waluta jest dla Polski najlepszym wyborem rozmawiamy z prof. dr hab. Markiem Belką, wybitnym ekonomistą, premierem RP w latach 2004-2005, Prezesem Narodowego Banku Polskiego w latach 2010-2016, byłym posłem do Parlamentu Europejskiego.
Od 20 lat jesteśmy w Unii Europejskiej, ale wciąż pozostajemy poza strefą euro. Dlaczego?
Gdy w 2008 roku zdecydowano, że Polska powinna w ciągu 2-3 lat wejść do strefy euro, wybuchł wielki kryzys finansowy, który poddał w wątpliwość sens jej istnienia. Nie było wtedy dobrych uwarunkowań polityczno-gospodarczych, by przyjmować wspólną walutę. Od tego czasu jednak fundamenty instytucjonalne strefy euro znacznie się poprawiły, ale niestety nasza polityka pieniężna znacznie się pogorszyła. Dziś obiektywne warunki ekonomiczne wskazują, że powinniśmy do strefy euro wejść, jednak nie ma takiej woli politycznej. Nie ma też poważnej dyskusji ekspertów. Poznańska konferencja „Czy Polska może nie przystąpić do strefy euro”, w której miałem okazję uczestniczyć, była chlubnym wyjątkiem. To była merytoryczna debata, w której nikt nie uciekał się do argumentów populistycznych. Wszyscy eksperci, niezależnie czy byli za, czy przeciw, trzymali się meritum. Takich debat w polskim środowisku ekonomistów i prawników nam potrzeba.
Czy w obecnej skomplikowanej sytuacji geopolitycznej euro jest najlepszym wyborem?
Wspólna waluta jest istotnym elementem budującym poczucie bezpieczeństwa. Nawet w Szwecji, która od początku była przeciw euro, zmienia się nastawienie, a wszystko przez bezpośrednie poczucie zagrożenia ze strony Rosji.
Wejście do twardego rdzenia Unii Europejskiej, bo tym jest przyjęcie euro, byłoby dla nas korzystne. Oczywiście euro nie jest panaceum na wszelkie zagrożenia i problemy gospodarcze. Można dobrze funkcjonować poza euro i źle w strefie euro. Wszystko zależy od jakości polityki gospodarczej. Jednak z punktu widzenia Polski przynależność do strefy euro oznaczałaby, że znaleźlibyśmy się w gronie najważniejszych decydentów, a to, biorąc pod uwagę aktualne zagrożenia, byłoby dla nas optymalnym rozwiązaniem.
Jakie są najważniejsze korzyści ekonomiczne związane z przystąpieniem do strefy euro?
Po pierwsze strefa euro zapewnia większą stabilność. W odróżnieniu od ekspertów, którzy przekonują, że własna waluta pełni rolę bufora bezpieczeństwa w okresie kryzysu, uważam, że jest wręcz odwrotnie – własna waluta sprawia, że kraj jest podatny na nagłe przypływy i odpływy kapitału. Takim niekontrolowanym napływem kapitału był ten związany z kredytami frankowymi w latach 2006-2008. Choć wzmocnił polską walutę, w okresie kryzysu przyczynił się do pęknięcia bańki spekulacyjnej. Na szczęście wtedy obyło się bez większych negatywnych reperkusji dla polskiej gospodarki. Po drugie działalność gospodarcza jest łatwiejsza, bo koszty transakcyjne są niższe, znikają też koszty przewalutowania. Przynależność do euro przyczynia się też do większego napływu kapitału zagranicznego, który jest nam tak bardzo potrzebny. Wreszcie, o czym rzadko się mówi, żeby utrzymać własną walutę, musimy gromadzić rezerwy walutowe. Na koniec grudnia 2024 r. aktywa rezerwowe Polski osiągnęły kwotę 214,2 mld euro, co jest olbrzymim kosztem utrzymania własnej waluty. Jesteśmy bardzo dumni z tego, że ok. 20% tej kwoty to 420 ton rezerw złota, i co z tego? To ponad 36 miliardów euro, które nie pracują na rozwój gospodarczy. To tak naprawdę stracone pieniądze, których nie odzyskamy w łatwy sposób. Gdybyśmy byli w strefie euro, to tych rezerw musielibyśmy mieć kilkanaście razy mniej.
Jak wprowadzenie euro wpłynęłoby na polski rynek pracy i sferę wynagrodzeń?
Prawdopodobnie mielibyśmy większe tempo wzrostu gospodarczego, bo niższe stopy procentowe oznaczają intensywniejszą działalność inwestycyjną, a także niższe raty kredytów hipotecznych. Przy szybkim tempie rozwoju gospodarki mogłoby się zdarzyć, że ceny rosłyby szybciej, co w konsekwencji przyczyniłoby się do spadku konkurencyjności gospodarki. Jednak patrząc na kraje, które dołączyły do euro, taka sytuacja nie miała miejsca. Te państwa po prostu prowadziły dobrą i elastyczną politykę gospodarczą. Wprowadzenie euro na pewno podniosłoby poziom życia, otwarte pozostaje pytanie, na ile oznaczałoby to wzrost kosztów pracy.
Dlaczego tak wielu z nas boi się euro?
Propaganda robi swoje. Jeśli straszy się społeczeństwo, że ceny gwałtownie wzrosną, a płace nie, to mamy efekt w postaci niskiego poparcia społecznego dla euro w Polsce.
Populistyczne i kłamliwe argumenty trafiają do przeciętnego Kowalskiego, który nie ma wystarczającej wiedzy ekonomicznej. Dlatego tak ważna jest merytoryczna dyskusja między ekonomistami, a następnie przełożenie jej na język zrozumiały dla obywateli. To zadanie dla mediów.
Polska nie może dziś wejść do strefy euro, nie tylko dlatego, że nie ma woli politycznej, ale też nie spełniamy nominalnych kryteriów konwergencji. Kiedy będziemy w stanie je spełnić?
Ten proces będzie trwał kilka lat. Najważniejsze, by wszystkie instytucje państwowe wzięły na warsztat kwestię przystąpienia Polski do strefy euro i zaczęły przygotowywać grunt pod stosowne rozwiązania prawne i gospodarcze. Odpowiedzialność za to spoczywa na barkach obecnie rządzących.
W wielu państwach triumfują nacjonalistyczne ugrupowania. Czy zmiana politycznych kursów może odbić się na strefie euro?
Wdrożenie populistycznych pomysłów może się odbić negatywnie na gospodarce całej Unii. Jednak nawet najbardziej radykalni populiści z krajów należących do strefy euro, mimo głoszenia antyeuropejskich haseł, nie zająkną się o wyjściu z niej. Po prostu zachodnie gospodarki są już tak silnie związane ze strefą euro, że wyjście z niej spowodowałoby olbrzymie i trudne do oszacowania koszty.
Polska jest jednym z największych beneficjentów Funduszy Europejskich. Jak przyjęcie euro przełożyłoby się na ich wdrażanie?
Niewiele by się zmieniło. Już dziś Fundusze Europejskie są jednym z najważniejszych motorów rozwoju gospodarczego w naszym kraju i pewnie jeszcze przez długi okres tak będzie.
Rozmawiał: Łukasz Karkoszka