Nawet postawienie ławki w parku wielokrotnie powoduje, że ludzie nie są zadowoleni. Bo albo chcieli ławkę w innym miejscu, albo zamiast ławki lampę. To pokazuje, że kluczowe jest, by pracować z ludźmi, a nie dla ludzi – mówi Magdalena Popłońska-Kowalska, ekspert ds. polityki społecznej w rozmowie z Magdaleną Przysiwek.
Co konkretnie kryje się za pojęciem rewitalizacji społecznej? Do czego ten proces jest nam potrzebny?
Kiedyś rewitalizacja była postrzegana jako tzw. „twarde” działania inwestycyjne, np. chodnik czy fasada budynku. Teraz w centrum zainteresowania jest człowiek. Podstawą jest pobudzanie go do działania i aktywne włączanie w zmiany społeczne. Dlatego obecne narzędzia rewitalizacyjne, tj. gminne i lokalne programy rewitalizacyjne, opierają się na ożywieniu społecznym. Zresztą sama nazwa na to wskazuje, „revita” znaczy bowiem ożywianie – nie tylko przestrzeni, ale też ludzi. Dlatego ja nie dzielę rewitalizacji na społeczną i infrastrukturalną, ale uważam, że rewitalizacja jest jedna. Czasem jest bowiem tak, że zmienia się infrastruktura, ale mieszkańcy nie są zadowoleni, bo nie mieli możliwości decydowania. Najpierw powinniśmy połączyć ludzi w społeczność, by mogli wspólnie zastanowić się nad tym, co jest im potrzebne.
Ale często mówimy o rewitalizacji „miękkiej” – społecznej i „twardej” – infrastrukturalnej. To zatem spójny proces, którego nie powinno się rozdzielać?
To musi być sprzężone działanie. Najpierw trzeba pracować nad ludźmi, aby chcieli się zmieniać. Bo na przykład różnego rodzaju nakazy zawsze działają odwrotnie i powodują opór. Chociażby postawienie ławki w parku wielokrotnie powoduje, że ludzie nie są zadowoleni. Bo albo chcieli ławkę w innym miejscu, albo zamiast ławki lampę. To pokazuje, że muszą to być działania bardzo mocno ze sobą skorelowane, aby można było mówić o sukcesie. Kluczowe jest, by pracować z ludźmi, a nie dla ludzi. Rewitalizacja jest dobrym mechanizmem, by pobudzać społeczności. Zarówno te mniejsze, jak i większe. Krok po kroku budować w nich poczucie siły, spójności, wpływu na zmianę sytuacji, czy też chęć angażowania się.
Jaka jest różnica pomiędzy pracą z ludźmi a dla ludzi?
Prowadząc szkolenia zawsze podaję taki przykład – nie wkładajmy ludziom na stopy czerwonych kaloszy. Najpierw zapytajmy ich, czy w ogóle chcą mieć buty, jeśli tak to czy chcą mieć kalosze i jakiego koloru, a dopiero później wspólnie z nimi twórzmy kształt tych butów i szyjmy je wspólnie. Bo tylko wtedy oni wygodnie sobie przejdą przez życie. Do tej pory robiono tzw. diagnozy deficytowe danej społeczności, czyli osadzone na konkretnych problemach, np. na bezrobociu. Teraz pracujemy na zasobach i potencjałach lokalnej społeczności. Ludzie chcą się angażować, gdy pokazujemy im, w czym są dobrzy. To ich wzmacnia.
Czy można zatem powiedzieć, że punktem wyjścia są wartości?
Kluczowe są wartości, a co za tym idzie - podmiotowość mieszkańców. Ważne jest, by zamiast rzeczy materialnych, dać ludziom głos. Jednak, aby było to możliwe, społeczność musi być do tego przygotowana. Pracuje nad tym wiele osób – nie tylko dany wydział rewitalizacji, czy osoby dzielące środki pieniężne, ale przede wszystkim animatorzy, lokalni liderzy, i wszyscy, dla których mieszkaniec jest ważny.
Wygląda na to, że jest to proces bardzo złożony.
Po pierwsze złożony, po drugie długoletni i wieloetapowy. Tutaj nie da się niczego zrobić z "wtorku na środę”. Wszystkie programy rewitalizacyjne są mocno osadzone na zmianie społecznej. Pokazują procesowość pracy w tych społecznościach, nieprzypadkowość czy też niebazowanie na eventach, ale na empowermentowej pracy (podniesienie społecznych zdolności jednostek i całych społeczności – red.).
Jak znaleźć społeczność, z którą można wspólnie pracować?
Cały proces rewitalizacji jest poprzedzony diagnozą miast, gmin czy wsi. Bierze się pod uwagę nie tylko czynniki związane ze złą infrastrukturą drogową, segregacją śmieci, ale też z działalnością w organizacjach pozarządowych, korzystaniem z systemu pomocy społecznej, czy też z bezrobociem. To pokazuje, gdzie warto podjąć dialog rewitalizacyjny. Dla mnie każda społeczność ma swój smak i zapach. To znaczy, że rządzi się swoimi prawami, ma swój język, swoją kulturę zachowań i wartości. Ale trzeba pokazać ludziom, że nawet trudną sytuację można zmienić, dzięki zasobom i potencjałom, jakimi dysponują.
Jak ten proces wygląda w praktyce? Jak zachęcić ludzi do zaangażowania?
Najpierw powstaje diagnoza, a więc musimy wiedzieć, jakie są zasoby i potencjały, by zacząć dalszą pracę. Potem należy się z ludźmi spotkać. Nie można jednak do nich przyjść i ustawiać się na pozycji ankietera. Podstawą jest rozmowa i budowanie relacji. Bardzo ważne jest poszanowanie wartości. Nie ma gotowej recepty na mobilizowanie ludzi. Najważniejsze jest, żeby oddać im głos, np. organizując spotkania sąsiedzkie czy obywatelskie. Nawet jeśli przyjdą tylko dwie osoby, to właśnie na nich bazujemy, przygotowując dalsze działania. Później z danej społeczności wyławiamy lokalnych liderów, których inni ludzie chętnie słuchają. To może być np. fryzjerka, która na co dzień styka się z wieloma ludźmi. Kolejnym etapem jest sieciowanie, czyli łączenie ich w społeczność. Tu nie ma szybkich, spektakularnych sukcesów. Do wzmacniania potrzebny jest czas.
Jakie są narzędzia, które można wykorzystać do całego procesu?
Narzędzi jest wiele na przykład partnerstwo lokalne, wolontariat, kampania społeczna czy budowanie sieci. Ale nigdy nie wykorzystuje się ich wszystkich jednocześnie. Działamy krok po kroku. Ważne jest budowanie koalicji, partnerstwa, ponieważ w pojedynkę ciężko coś zmienić. Dlatego trzeba się wspierać, łączyć zasoby. Pamiętajmy, że rewitalizacja to nie tylko obszary związane z wykluczeniem społecznym, jak np. bieda czy bezrobocie. Rewitalizacja to też dostęp do kultury, edukacji czy możliwości rozwoju. Tu potrzebne jest holistyczne podejście. Poprzez rozmowę, warsztaty, różnego rodzaju spotkania czy też szkolenia, pokazujemy ludziom, że mają w sobie siłę. Jest to praca o charakterze warsztatowym, bezpośrednim, która polega na wydobywaniu potencjałów. Bo nikt nie rozwiąże lepiej swoich problemów niż człowiek, którego one dotyczą.
Może pani podać konkretne przykłady społecznej rewitalizacji z Poznania lub Wielkopolski?
Dobrym przykładem są poznańskie Centra Inicjatyw Lokalnych, dzięki którym coraz więcej ludzi włącza się w działania. Jednym z takich miejsc jest „WIL.DA.SIĘ”. Tam mieszkańcy sami zrobili mural, zadbali o przestrzeń wokół swojego bloku. Ale to nie było tylko sadzenie kwiatów. Te działania spowodowały, że nawiązali relację i zaangażowali się. Na Wildzie jest też Schron Kultury Europa, gdzie seniorzy znaleźli swoje miejsce i realizują tam różne projekty. Wśród nich są m.in. gimnastyka czy śpiewanie. Na Bernardynie są dzieciaki, które chciały grać w planszówki, ale nie miały gdzie. Nagle to miejsce się znalazło. Na Łazarzu mieszkańcy stworzyli ogród społeczny. Sami wymalowali przestrzeń i posadzili rośliny. Dbają, bo to ich. Mają poczucie wzmocnienia i tożsamości z miejscem. Z kolei w Kościanie mieszkańcy stwierdzili, że potrzebują domofonu, że trzeba zrobić piaskownicę dla dzieci. Rzeczy materialne nie są tu najważniejsze. Dużo cenniejsze jest to, co się dzieje z ludźmi podczas wykonywania tych działań. Zmiana postaw, bazowanie na umiejętnościach czy zasobach – to powoduje trwałą zmianę.
Jakie największe potrzeby rewitalizacyjne są w naszym regionie?
W Poznaniu jest tak wiele małych społeczności lokalnych, które wymagają wsparcia, że nie można spojrzeć na miasto jak na jeden monolit. Myślę jednak, że warto rozważyć to w kategorii dawania mieszkańcom przestrzeni do działań lokalnych. Na przykład poprzez wspomniane Centra Inicjatyw Lokalnych. To właśnie mieszkańcy najlepiej wiedzą, co im potrzebne. A potrzeby są wszędzie, zarówno w tych społecznościach, które są bogato wyposażone w zasoby i w tych, które nie mają zbyt wiele. W Poznaniu działa to bardzo dobrze. Widać, że programy rewitalizacyjne są stworzone rzeczywiście z człowiekiem, a nie dla człowieka.
Magdalena Popłońska-Kowalska
pedagog pracy socjalnej, superwizor animacji i współpracy środowiskowej. Ekspertka i trenerka CAL (Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej). W latach 1992-2008 pracowała w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Poznaniu.
Rozmawiała Magdalena Przysiwek