O początkach działalności Fundacji Wzajemnej Barka, gospodarce solidarnej, kondycji sektora ekonomii społecznej w Wielkopolsce i perspektywach jej rozwoju rozmawiamy z Barbarą Sadowską, wiceprzewodniczącą Zarządu Fundacji Pomocy Wzajemnej Barka, współtwórczynią systemu na rzecz integracji społecznej osób z grup wykluczonych i zagrożonych wykluczeniem społecznym
Fundacja Pomocy Wzajemnej Barka od trzydziestu lat buduje struktury, w których „zapomniani oraz niechciani” mają szansę osobistego i społecznego rozwoju. Dlaczego Barka powstała? Jakie były początki?
Zaczęliśmy w 1989 r. Miałam takie poczucie z mężem, że uczestniczymy w niezwykłych wydarzeniach związanych w tym czasie z odzyskiwaniem przez Polskę wolności. Chcieliśmy poszerzyć doświadczenie „Solidarności” na tych, którzy się w wolność nie zabrali oraz wykorzystać naszą praktykę psychologiczną z różnych instytucji, w których przyszło nam pracować – domów dziecka, „poprawczaków”, więzień, szpitali psychiatrycznych, by działać na rzecz potrzebujących. Zauważyliśmy, że zakłady zamknięte w zasadzie utrudniają proces odnowy. Opuszczający mury tych placówek nie mieli gdzie pójść, by zacząć nowy etap życia. Wracając do swojego środowiska, groziło im ponowne wciągnięcie w nałogi czy niebezpieczne sytuacje... Ponieważ nie było miejsc, gdzie osoby w życiowym kryzysie mogłyby odbudować swoje życie, postanowiliśmy sami je stworzyć. Zamieszkaliśmy z grupą 25 osamotnionych, bezdomnych, bezrobotnych, niepełnosprawnych osób w domu we Władysławowie. Początki były trudne. Nasi współbracia nie rozumieli czemu z nimi mieszkamy i o co w tym wszystkim chodzi. Razem pracowaliśmy, by się utrzymać, razem świętowaliśmy. W tej pierwszej wspólnocie wypracowaliśmy zasady, które później stały się fundamentem działań Barki.
Od samego początku kładziecie nacisk na rozwój gospodarki solidarnej. Dlaczego?
Żyjąc we wspólnocie nie mieliśmy innej drogi niż solidarne działanie. Aby utrzymać się, opłacić rachunki i myśleć o przyszłości zaczęliśmy uprawiać warzywa, które otrzymywaliśmy od lokalnych gospodarzy. Później sprzedawaliśmy je na targu w Słubicach. Zarobione pieniądze inwestowaliśmy – najpierw w pieczarkarnię, a później w maszyny stolarskie. W ten sposób rozwijaliśmy działalność i byliśmy w stanie pomagać kolejnym potrzebującym. Działaliśmy w poczuciu wspólnotowości. Nie było żadnego dyrektora, każdy z nas wiedział, ile zarabiamy jako wspólnota i na co przeznaczamy pieniądze. Byliśmy jak wielopokoleniowa rodzina. Zauważyliśmy, że taki model działania przyczynia się do rzeczywistej przemiany naszych współbraci. Dziś wiem, że bez solidarnej pracy i bliskiej wzajemnej relacji nie dokona się odbudowy człowieka. Niestety w Polsce ciągle pokutuje myślenie, że jeśli zakładamy przedsiębiorstwo, to musi być właściciel, który musi mieć zysk. Tymczasem można skutecznie działać na całkiem innych zasadach. Solidarna formuła przedsiębiorstw społecznych zakłada, że nie traktujemy ludzi jak najemników, ale jak partnerów, a praca nie służy tylko wypracowaniu zysku, ale budowaniu zaufania i wspólnotowości. To model, który zakłada sprawiedliwe rozdysponowywanie środków. Właśnie w tym kierunku powinna rozwijać się współczesna gospodarka. Pozwoli to zniwelować społeczne podziały i przyczyni się do zrównoważonego rozwoju lokalnych społeczności.
Jakie są największe bariery związane z rozwojem ekonomii społecznej w Polsce?
Niski poziom zaufania społecznego to pierwsza. Wielu myśli, że skoro ktoś zakłada przedsiębiorstwo społeczne, to pewno coś kombinuje i pod pozorem działalności na rzecz wykluczonych, będzie czerpać zyski. To nieprawda! Każdy podmiot ekonomii społecznej – czy to spółdzielnia czy fundacja - musi rozliczać się i prowadzić szczegółowe sprawozdania z prowadzonej działalności. Po drugie wciąż pokutuje myślenie, że produkty czy usługi świadczone przez przedsiębiorstwa społeczne są gorszej jakości. Żadna firma nie może sobie pozwolić na fuszerkę czy lipne produkty, bo po prostu nie utrzyma się na rynku. Problemem pozostaje też niska świadomość obywateli na temat zasad i celów ekonomii społecznej. Ten sektor jest za mało promowany. Ludzie nie widzą, że poprzez to działanie można rozwinąć wiele bezcennych wartości, które tworzą nową jakość życia wspólnoty lokalnej.
Samorządy, choć zyskały możliwość zlecania usług przedsiębiorstwom społecznym, poprzez stosowanie klauzul społecznych w postępowaniach przetargowych, wciąż nieufnie podchodzą do tej możliwości, obawiając się różnorakich kontroli. Trzeba przełamać ten lęk, bo to podmioty ekonomii społecznej powinny być dla samorządowców partnerem w kreowaniu zrównoważonego rozwoju lokalnego. Zwróciłabym także uwagę na jeszcze inny aspekt, a mianowicie na samych odbiorców wsparcia – osoby wykluczone społecznie. Na początku wielu przejawia postawę roszczeniową, licząc na zasiłki i inne dodatki. Nie mają nawyku pracy, powielając negatywne wzorce, w których wyrośli. Aby zmienić tę postawę potrzeba czasu i zaangażowania z jednej strony tych, którzy pokonali swoje problemy i mogą być przykładem dla innych, z drugiej różnych specjalistów. Dużą rolę do odegrania mają centra integracji społecznej, w których osoby w trudnościach powinny otrzymać stosowną pomoc, zanim wypłyną na szerokie wody przedsiębiorczości społecznej. Jeśli z marszu, bez przygotowania mają zakładać spółdzielnię socjalną i pracować na swoje utrzymanie, to to się nie uda. Najpierw trzeba zbudować więzi, zmotywować do działania, odbudować poczucie wartości. Takie działania formacyjne powinny być prowadzone właśnie w centrach integracji społecznej. A Wielkopolska może poszczycić się największą liczbą centrów integracji społecznej, które dobrze spełniają swoją rolę.
Jak Pani ocenia rozwój sektora ekonomii społecznej w Wielkopolsce?
Tak, jak wspomniałam świetnie rozwija się u nas model centrów integracji społecznej. Wielkopolska to też region o największej liczbie przedsiębiorstw społecznych, w tym spółdzielni socjalnych. Możemy też pochwalić się sprofesjonalizowanym systemem pomocy podmiotom ekonomii społecznej poprzez wzorowo działające Ośrodki Wsparcia Ekonomii Społecznej. Tak sprawnie funkcjonujący system wyrasta z silnych w regionie tradycji pracy organicznej. W Wielkopolsce znaleźć można także przykłady samorządów, które postawiły na współpracę z podmiotami ekonomii społecznej. Taką gminą jest np. Rogoźno, w którym sprawnie działa CIS i spółdzielnia socjalna wykonująca na rzecz mieszkańców różne usługi – od opieki nad seniorami, prace remontowo-budowlane aż po pielęgnację miejskiej zieleni. Gminami społecznie odpowiedzialnymi są także Pniewy, Komorniki, Szamotuły, Środa, Oborniki i Poznań.
Od piętnastu lat działalność ekonomii społecznej wspierają Fundusze Europejskie. W jakim zakresie fundacja sięga po dotacje i czy uważa Pani, że unijna pomoc jest wystarczająca?
Unijne dotacje odgrywają kapitalną rolę w upowszechnianiu idei przedsiębiorczości społecznej. To, że europejskie środki kierowane są na aktywizację zawodową najsłabszych jest nieocenioną wartością. Także możliwość finansowania infrastruktury – remontu pomieszczeń czy zakupu sprzętu przez podmioty ES jest nie do przecenienia. Bez tego wsparcia wiele przedsiębiorstw nie mogłoby ruszyć z działalnością. Cieszę się, że pieniądze idą także na budowanie sieci ekonomii społecznej poprzez tworzenie Ośrodków Wsparcia Ekonomii Społecznej, które mogą wzajemnie uzupełniać dotychczasowe działania oraz pomagać sobie, specjalizując się w różnych obszarach. Ważne jednak, by w biurokracji i przepływie środków pamiętać, że osoba zagubiona życiowo czasem potrzebuje znacznie dłuższego czasu na powrót do społeczeństwa niż zakłada to realizowany projekt.
Pomówmy o przyszłości. W jakim kierunku powinna rozwijać się solidarna gospodarka? Na co powinny być ukierunkowane unijne dotacje w kolejnych latach?
W kontekście Funduszy Europejskich warto rozważyć poszerzenie grup odbiorców, które mogłyby skorzystać ze wsparcia np. o rolników mających kilka hektarów pola czy emerytów i rencistów o niskich dochodach, którzy dziś znajdują się w grupie wykluczonych. Warto też w jeszcze większym stopniu rozwijać funkcje reintegracyjne przedsiębiorstw społecznych, jak i funkcje usługowe (świadczenie usług użyteczności publicznej). To podmioty ekonomii społecznej w dużej mierze powinny świadczyć tego typu usługi na terenie gmin. Udoskonalenia wymaga też wzajemna współpraca centrów integracji społecznej, Warsztatów Terapii Zajęciowej, Zakładów Aktywności Zawodowej z przedsiębiorstwami społecznymi np. spółdzielniami socjalnymi, w których uczestnicy programów tych instytucji mogliby podejmować pracę. Z naszych doświadczeń wynika, że dotacje na tworzenie miejsc pracy w przedsiębiorstwach społecznych powinny zależeć od stopnia wykluczenia. Bezrobotni, którzy jednocześnie są bezdomni i uzależnieni wymagają znacznie szerszego i dłuższego wsparcia niż osoby, które czasowo pozostają bez pracy. To powinno się zmienić, jeśli chcemy naprawdę efektywnego systemu integracji społecznej. Podobnie jest w przypadku refundacji składek ZUS (powinna być obligatoryjna). Mówiąc o przyszłości ekonomii społecznej trzeba też pomyśleć o nowych obszarach, gdzie można by ją rozwijać. Reintegracja społeczno-zawodowa jest nadal najważniejsza. Ale obecnie obserwujemy zmniejszające się bezrobocie, co daje nadzieję, że osób potrzebujących pomocy będzie mniej. Warto więc dodatkowo skoncentrować się na rozwoju lokalnym oraz włączeniu organizacji obywatelskich w świadczenie usług społecznych – wspieraniu seniorów, dzieci, osób niepełnosprawnych czy ludzi z obszarów wykluczonych z aktywnego życia z powodu np. braku transportu publicznego. Ważne jest włączenie ES w rewitalizację społeczno-gospodarczą, w kształtowanie zamkniętego obiegu gospodarczego i odnawialne źródła energii. Jest jeszcze wiele do zrobienia!
Rozmawiał Łukasz Karkoszka