Nasz Region WRPO 2014+ E-MAGAZYN Fotografia przedstawia Wojciecha Kruka, Prezydenta Wielkopolskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, Przewodniczącego Prezydium Wielkopolskiej Rady Trzydziestu. Fotografia pochodzi z archiwum prywatnego.

Wojciech Kruk, Prezydent Wielkopolskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, Przewodniczący Prezydium Wielkopolskiej Rady Trzydziestu (fot. archiwum prywatne).

Pomysł, determinacja i optymizm

O wielkopolskiej przedsiębiorczości, budowaniu biznesu od podstaw i potrzebie kreowania innowacyjnych rozwiązań w gospodarce rozmawiamy z Wojciechem Krukiem, Prezydentem Wielkopolskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, Przewodniczącym Prezydium Wielkopolskiej Rady Trzydziestu.

Czy Wielkopolska jest przyjaznym regionem dla przedsiębiorców? Warto tu inwestować?

Jest takim samym dobrym miejscem, jak każde inne. Wyróżnia nas jednak to, że przedsiębiorczość mamy we krwi, co wynika m.in. z historycznych uwarunkowań. Wielu pokoleniom Wielkopolan przyszło żyć pod jarzmem zaborcy i ten pruski dryl odcisnął swoje piętno na charakterze mieszkańców. Jesteśmy zaradni, otwarci na przedsiębiorczość i zorganizowaną pracę.

Ma Pan bogate doświadczenie w budowaniu biznesu od podstaw. Co Pana zdaniem jest potrzebne, aby odnieść sukces?

Najważniejszy jest pomysł. Jednak do tego należy dodać determinację i... optymizm, a z tym u nas znacznie trudniej. Jesteśmy bowiem narodem malkontentów. Przeciętny Polak nowy pomysł najczęściej skwituje hasłem: „to się nie uda”. Przy takim podejściu nie można odnieść sukcesu. Kiedy spotykam się z młodymi ludźmi, stojącymi u progu swojej kariery zawodowej, zawsze powtarzam, że muszą wierzyć w swój pomysł. Jeśli nie uda się za pierwszym razem, nie wolno się zrażać, trzeba próbować. Nie wolno też siedzieć w kącie i czekać. Należy działać!

Czego nauczył się Pan jako przedsiębiorca?

Jestem przykładem nietypowej kariery. Zaczynałem w czasach PRL-u. Mój ojciec miał warsztat rzemieślniczy – w tamtych czasach nie nazywało się takiej działalności przedsiębiorstwem, jednak tym właśnie nasz zakład był – prywatną firmą. Ojciec zatrudniał 15 osób, co jak na warunki komunistyczne było całkiem sporym osiągnięciem. Od dziecka byłem przygotowywany do przejęcia firmy. Choć okres komunizmu nie stwarzał zbyt wielu okazji, wykorzystywałem każdą, by rozwijać przedsiębiorstwo. Różnie mi się udawało. Jednak cały czas działałem – to jest najważniejsze, nie wolno stać w miejscu.

Co poradzi Pan młodym planującym prowadzić własną działalność gospodarczą? Na jakich filarach powinni oprzeć swój biznes?

Biznes powinien być pasją. Planując otwarcie własnej działalności gospodarczej, trzeba najpierw zastanowić się nad tym, co nas interesuje, co lubimy robić. Warto też zobaczyć, jakie mamy doświadczenia rodzinne. Dużo łatwiej bowiem kontynuować rodzinny interes.

Nie ma co się obrażać i buntować przeciwko rodzicom, jeśli działają w biznesie. Studentom często powtarzam, że jeśli mają np. ciocię, która prowadzi sklep, to warto u niej popracować przez miesiąc, nawet za darmo. To ważne, by zobaczyć, jak biznes działa „od kuchni”, nauczyć się obracać w przedsiębiorczym świecie.

Wspominał Pan o tym, że mieszkańcy Wielkopolski są pracowici i gospodarni, jednak z drugiej strony pojawiają się głosy, że brakuje nam kreatywności do tworzenia innowacyjnych rozwiązań. Zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?

Poniekąd. Jako Wielkopolanie stąpamy twardo po ziemi. Jeśli ktoś potrafi zarobić, na sprzedawaniu chleba, nie będzie próbował budować kosmicznych pojazdów. Wielkopolscy przedsiębiorcy, nie szukają innowacji, nie dlatego, że nie chcą. Po prostu świetnie realizują się na swoim podwórku. Właściciel piekarni w Krotoszynie nie będzie myślał o kredycie i budowie kolejnej, najwyżej zastanowi się nad wymianą pieca. Nie wszyscy przedsiębiorcy muszą podbijać świat. Są jednostki, które osiągają sukces w skali globalnej, ale nie możemy oczekiwać, że właściciele małych firm będą ryzykować, by wchodzić w niepewne inicjatywy. Dla wielu bowiem własny interes to po prostu i aż pomysł na życie. Nie każdy musi być Markiem Zuckerbergiem.

Pytam o to, gdyż w trakcie Wielkopolskiego Kongresu Gospodarczego mówił Pan o potrzebie szukania innowacji, wzrostu wydajności przedsiębiorstw i wzmocnienia gospodarki jako najważniejszych wyzwaniach współczesnego rynku...

Kreowanie innowacyjności jest rzeczywiście istotne, jeśli chcemy budować konkurencyjną gospodarkę. Niestety jest to coraz trudniejsze, po pierwsze dlatego, że brakuje rąk do pracy, a drugie musimy coraz więcej płacić pracownikom, którzy niewiele potrafią. Podnoszenie minimalnej pensji naprawdę nie poprawi poziomu innowacyjności naszych przedsiębiorstw. Wysokości zarobków nie da się z góry zadekretować. To, że w Niemczech są tak wysokie zarobki, nie wynika z tego, że rządzący tak ustalili, tylko dlatego, że ich gospodarka jest tak wydajna i nowoczesna. Powiem obrazowo: jeśli w Polsce do wyprodukowania syrenki potrzebowalibyśmy tysiąc pracowników, a Niemczech stu do stworzenia mercedesa, to wcale nie oznacza, że nasz produkt możemy dziesięć razy drożej sprzedać, a to właśnie próbują nam wmówić politycy. Biznes tak nie działa. Poza tym większa płaca minimalna nie będzie problemem w Warszawie, ale już w małym miasteczku – jak najbardziej. Trzeba też wziąć pod uwagę koszty życia. Wprowadzanie takich rozwiązań wcale nie pomoże polskiej gospodarce, wręcz przeciwnie. Rykoszetem odbije się to też na pracownikach.

Jak zachęcać przedsiębiorców do szukania innowacyjnych rozwiązań?

Kreowanie nowatorskich rozwiązań, tak jak wspominałem, nie jest pomysłem dla wszystkich. Ci, którzy mogą i chcą działać w innowacjach, powinny to robić nie na zasadzie rewolucji, a ewolucji. Najpierw coś warto udoskonalić. Właściciel piekarni może np. zmodernizować piec, by zużywał mniej prądu. Nazywam to mikroinnowacjami, które także są istotne z punktu widzenia rozwoju gospodarki. Szukanie zaś całkowicie nowych rozwiązań, to zadanie np. dla start-upów, w których działają młodzi ludzi, pełni optymizmu i ciekawych pomysłów, z wyobraźnią nie znającą granic.

Fundusze Europejskie od lat wspierają przedsiębiorczość i inwestycje w nowe technologie. Efektywnie?

Rzeczywiście programy europejskie mocno wspierają nowatorską gospodarkę. To dobrze, bo w ten sposób przedsiębiorcy mogą śmielej podejmować ryzyko związane z wprowadzaniem na rynek nowego produktu lub usługi.

Cieszy, że dotacje unijne są coraz efektywniej wydawane. Trudno już przemycić tzw. pseudoinnowacje, które tak naprawdę nic nowego nie wnoszą. Pamiętajmy jednak, że ta sfera gospodarki zawsze będzie niszowa, trzonem zawsze będzie biznes oparty o już wypracowane rozwiązania.

Trwają już prace nad nowym unijnym budżetem. W jakim kierunku Pana zdaniem powinno pójść wsparcie skierowane do przedsiębiorców?

W większym stopniu niż dotychczas trzeba wspierać firmy w tworzeniu nowoczesnych produktów i usług oraz kreowaniu nowych miejsc pracy. Dziś bezrobocie jest na minimalnym poziomie, dlatego moim zdaniem na nowo trzeba ukierunkować wsparcie kierowane na tzw. aktywizację zawodową. Większy wpływ na szkolenia powinni mieć przedsiębiorcy – to oni wiedzą, kogo potrzebują. Jeśli przez trzy miesiące pracodawca szkoli osobę na nowe stanowisko, to wiadomo, że taki pracownik nie będzie w stanie osiągnąć takiej wydajności, jak wieloletni zatrudniony. Unijne dotacje powinny więc pokrywać koszty przygotowania takiej osoby do pracy. Przy okazji rozwiąże się problem z bezrobociem i niedopasowaniem kwalifikacji poszukujących pracy do potrzeb pracodawców.

Rozmawiał: Łukasz Karkoszka

Promujemy naszych beneficjentów zmieniamywielkopolskie@umww.pl
Zestaw logotypów: Program Regionalny, Rzeczpospolita Polska, Samorząd Województwa i Unia Europejska