Na pierwszy rzut oka świątynia, jakich w Polsce wiele. Jednak, gdy zostaniesz chwilę dłużej, przekonasz się, że te stare mury, to w rzeczywistości skarbnica dawnych tajemnic i zagadek. Okrywane od lat, ostatnio także dzięki Funduszom Europejskim, ściągają do kaliskiego kościoła pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika wiernych, ale też miłośników sakralnych perełek i tajemnic, z których wiele nadal pozostaje bez rozwiązania.
Poranek jest chłodny i szary. Idąc jedną z głównych ulic Kalisza nie mam wątpliwości, że jeszcze chwila, a złapie mnie ulewny deszcz. Przyspieszam kroku, kierując się w stronę starówki. To właśnie tam znajduje się cel mojej podróży. Co przyciągnęło mnie w to miejsce? Tajemnice, o których głośno już w całym kraju, a kto wie, czy niebawem nie usłyszą o nich mieszkańcy odległych części Europy.
Dawniej
Świątynię dostrzegam już z daleka. Przysadzisty gmach, połączony z klasztorem ojców franciszkanów, znajduje się zaraz za rzeką. Dawniej był to element murów obronnych miasta. Jego historia sięga czasów średniowiecza. Powstał bowiem w 1256 roku, za sprawą Bolesława Pobożnego, jego żony Jolenty oraz ich kapelana Jana z Bolonii.
Zanim odwiedzę wnętrze kościoła, kroki kieruję w stronę kancelarii parafialnej. Ojciec Waldemar Ułanowicz, proboszcz i gwardian zakonu franciszkanów, już czeka i serdecznie zaprasza do środka. Po chwili siedzimy przy stole.
- Ponad 750 lat… tyle istnieje już nasz kościół. Niech pan się zastanowi. Jeżeli powstanie Polski datuje się na rok 966, to ta świątynia powstała zaledwie 300 lat później. Ile historii kryje się w tych murach, tego nie da się pojąć – mówi ojciec Ułanowicz, nalewając herbatę.
- Niech ojciec opowiada! - zachęcam.
- Można by o tym rozmawiać godzinami. Zapewne słyszał pan niejednokrotnie o arcybiskupie Jakubie Śwince, bliskim współpracowniku królów Przemysła II i Władysława Łokietka. Właśnie w naszym kościele odbyły się jego święcenia – kapłańskie i biskupie. Dokładnie w 1283 roku. Dziś mówi się o nim jako o architekcie odrodzenia Królestwa Polskiego. Jest jednym z najwybitniejszych polityków polski czasów średniowiecza, stawał także w obronie naszego języka przed germanizacją. Co jeszcze? Odwiedziny królów. Kazimierz Wielki czy później Władysław Jagiełło zawsze przybywając do Kalisza, zajeżdżali do Franciszkanów – mówi.
- Na przestrzeni wieków los nie oszczędzał jednak tego miejsca – wtrącam.
- Były i trudniejsze czasy, jak na przykład kilka pożarów. Po jednym z nich nawa główna pozostawała przez długi czas bez dachu. W czasie zaborów chciano nasz klasztor oddać we władanie protestantom. Na to jednak nie zgodziła się miejscowa ludność. Kobiety czuwały wewnątrz świątyni, a mężczyźni przed drzwiami, uzbrojeni w widły, gotowi przegonić każdego, kto spróbuje zaszkodzić kościołowi. No i osiągnęli swój cel. Car osobiście wydał dekret, w którym nakazał pozostawić klasztor w posiadaniu franciszkanów. Niechlubną kartę te mury zapisały w czasie II wojny światowej. Przeznaczono je bowiem pod kwatery Hitlerjugend, a w podziemiach urządzono schron – mówi ojciec Ułanowicz. - Proszę mi wierzyć, kroniki są pełne opisów wydarzeń, tych wzniosłych, ale i zwykłych, codziennych, które przez te ponad 750 lat widziały mury kościoła – dodaje.
Tajemnice
- Czas zwiedzić świątynię – mówię, bo bardzo chcę już zobaczyć wnętrza, które skrywają tyle historii, a o których głośno zrobiło się między innymi za sprawą dużych pieniędzy zainwestowanych w renowację zabytkowych wnętrz. Część prac ufundowano ze środków Wielkopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2014-2020. Swoją „cegiełkę” dołożyło także Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz włodarze Kalisza.
W trakcie robót natrafiono na wiele niesamowitych znalezisk, które odbiły się echem nie tylko w kraju, ale też poza jego granicami. „To nasze wielkie dziedzictwo!” – pisały regionalne i ogólnopolskie portale. Sporo miejsca odkryciom poświęciła telewizja, a prasa obszernie opisywała długą i burzliwą historię klasztoru.
Naszym pierwszym przystankiem jest prezbiterium. To tutaj, po lewej stronie, odkryto niezwykłą polichromię przedstawiającą św. Krzysztofa. Dzieło ma wysokość ponad 16 metrów i według ekspertów może być największym tego typu malowidłem nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie.
Pytam ojca – jak doszło do tego odkrycia?
- To się stało, w czasie prac przygotowawczych. Nikt się nie spodziewał, że pod warstwą tynku, będzie coś tak cennego i niezwykłego. Im więcej czasu mijało, tym bardziej byliśmy pewni, że trafiliśmy na polichromię. Zastanawialiśmy się – kogo przedstawia. Okazało się, że to wizerunek świętego Krzysztofa. Nasz kościół leży przy dawnym murze obronnym. Ten święty miał bronić miasta i prowadzić do niego Chrystusa – wyjaśnia ojciec Ułanowicz.
Przyglądam się polichromii. Mimo upływu lat, jest dobrze zachowana. Bez problemu można dostrzec postać św. Krzysztofa w pozycji stojącej, trzymającego na lewym ramieniu Dzieciątko Jezus. Święty prawą ręką przytrzymuje laskę zakończoną kwiatami. Fresk datuje się na przełom XIII i XIV wieku, jednak dokładny czas jego powstania poznamy dopiero, gdy zakończą się szczegółowe badania. Później, szperając w internecie dowiem się, że fresk jest stylistycznym nawiązaniem do sztuki bizantyńskiej. Eksperci są zgodni – odkrycie zdaje się zmieniać dotychczasowy stan badań nad gotyckim malarstwem ściennym w regionie.
Ale to nie jedyne znalezisko. Ojciec Ułanowicz prowadzi mnie w stronę nawy głównej. Zaraz po minięciu ołtarza, skręcamy w prawo. Najpierw dostrzegam odrapaną z tynku ścianę.
- Co pan tu widzi? - pyta, widząc moją zagubioną minę.
Zastanawiam się chwilę. Mrużę oczy próbując dojrzeć cokolwiek.
- Zarys postaci… w pomarańczowych szatach i… koralach? - zdaję sobie sprawę z niedorzeczności mojej odpowiedzi.
Ojciec Waldemar się uśmiecha.
- Nazwaliśmy ją Krakowianką, właśnie przez te pomarańczowe, grube korale, charakterystyczne dla ludowych strojów z tamtego regionu – wyjaśnia. - Jednak kim jest ta postać, nie wiemy. Dowiemy się więcej, kiedy odkryjemy pozostałą część. Jak pan się przyjrzy tutaj – wskazuje ręką na fragment polichromii – widać, że postać trzyma w rękach kościół. W ikonografii była tak przedstawiana Jadwiga Śląska. Może to być także błogosławiona Jolenta, fundatorka naszej świątyni – wylicza. - Poza tym mamy jeszcze sporo innych, mniejszych malowideł – dodaje.
- No i krypty… - mówię.
- Tak. Krypty są najbardziej tajemnicze…
Krypty
Nic tak nie działa na wyobraźnię miłośników historii, jak tajemnice. Zwłaszcza te skrywane w nigdy nieeksplorowanych podziemiach. Historia zna wiele przypadków, kiedy przypadkowo odkryte podziemne kondygnacje otwierały przed światem niesamowite znaleziska. Czy tak samo będzie w przypadku kaliskiej świątyni? Niewykluczone.
Pod kościołem pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika również znajdują się podziemia. W kryptach pochowani są dobrodzieje zakonu i kościoła oraz sami zakonnicy. I to w zasadzie jedyne, co wiadomo na pewno. Co jeszcze skrywają? Jak wiele trumien się w nich znajduje i czego lub kogo strzegą stare mury? Te pytania pozostają na razie bez odpowiedzi. Choć wielu marzy o tym, by je poznać.
- Mieliśmy informacje, że pod kościołem znajdują się 22 krypty. W czasie prac, przypadkiem, odkryliśmy kolejną. Jeden z pracowników pchał taczkę z materiałem budowlanym. Cegła wypadła na wyboju i… zrobiła dziurę w podłodze, po czym… zniknęła gdzieś w głębinie. W otwór wpuściliśmy kamerę. Zobaczyliśmy rzędy nienaruszonych trumien. Kto w nich spoczywa i kiedy został pochowany? Nie mamy pojęcia, ponieważ do tej krypty wejścia nie ma – mówi ojciec Ułanowicz.
Utrudniony, ale możliwy dostęp jest tylko do jednej jedynej krypty. Archeolodzy zakładają, że to właśnie tam mogą znajdować się zamurowane przejścia do dalszej części kompleksu.
- Posadzka wysypana jest granulatem, przypominającym piasek. Kiedy oglądaliśmy kryptę, ten piasek zaczął „uciekać” przez posadzkę. Co to może oznaczać? Być może pod podłogą znajduje się kolejny rząd trumien. Na tę chwilę nie jesteśmy w stanie określić ile ich dokładnie jest – mówi.
Krypty to nie jedyne tajemnice, jakie mogą skrywać podziemia kościoła i klasztoru. Pytam ojca o legendy związane z tunelami, które rzekomo miały łączyć świątynię z innymi miejscami na terenie miasta.
- Podobno korytarze biegną do ratusza, katedry świętego Mikołaja i kilku innych miejsc. Na razie w żadnym z budynków nie znaleziono rzekomych wejść. Kto jednak wie, co kryje się głębiej, pod kościołem? Jedna z legend mówi, jak podczas powstania styczniowego pewien franciszkanin wydostał się z oblężonego klasztoru, a później był widziany w Galicji. Jak udało mu się wyjść? Nie wiadomo. Być może tunele pod naszym miastem są, a jednym z ich przystanków faktycznie jest nasz kościół. W tej chwili nie mamy na to jednak żadnych dowodów – mówi ojciec Waldemar.
Dziedzictwo
Przyglądając się imponującym odkryciom w świątyni, spokoju nie dają mi dwie kwestie. Jakim cudem nikt nie wiedział o tak cennych freskach oraz co czeka je w przyszłości. Z tymi pytaniami, ojciec Ułanowicz kieruje mnie do konserwatora zabytków Ewy Szydłowskiej-Nadolnej, która sprawuje pieczę nad renowacją kościoła.
- Przed przystąpieniem do prac w obiektach zabytkowych zawsze odbywają się najpierw badania. Niestety, nie zachowały się żadne kroniki historyczne zakonu, więc nie wiedzieliśmy, co możemy odkryć pod warstwą tynku. Podczas sondowania, natrafiliśmy na wiele niezwykłych znalezisk. Fresk przedstawiający św. Krzysztofa, znajdujący się na ścianie prezbiterium, to oczywiście największe i najbardziej ekscytujące znalezisko. Malowidło udało nam się odkryć i zabezpieczyć w całości. W tej chwili czekamy na fundusze, żeby przeprowadzić prace renowacyjne. Ale św. Krzysztof to nie jedyne odkrycie. Jest też przecież „Krakowianka”. Tutaj zagadek jest o wiele więcej, ponieważ to dzieło odsłoniliśmy jedynie w części. Nie wiemy jeszcze w jakim stanie znajduje się jego pozostała powierzchnia i co tak naprawdę przedstawia – mówi.
Jaka zatem przyszłość czeka kościół, który skrywa w sobie tak wiele cennych dzieł?
- Mam nadzieję, że wszystkie uda się odrestaurować. Kalisz nie ma zbyt wielu zabytków. Tymczasem polichromia św. Krzysztofa jest największym takim malowidłem w Polsce i prawdopodobnie w Europie. To zabytek na skalę całego kontynentu. Dlatego o tym niezwykłym dziedzictwie powinien usłyszeć cały świat.
Fundament
Zwiedzanie kościoła dobiega końca. Udaję się wraz z ojcem Ułanowiczem z powrotem do kancelarii. Po drodze spotykamy Jana Brzęczkowskiego, który, jak sam mówi, jest najbliższym sąsiadem franciszkanów. Po drugiej stronie ulicy prowadzi kancelarię prawniczą.
- Ten kościół ma w sobie coś magnetycznego. Trudno mi to opisać, bo mieszkam tutaj ponad 60 lat, ale ta świątynia ciekawi wszystkich, niezależnie od wyznania – mówi.
Nie mogę nie zapytać go o odkrycia, które tu poczyniono.
- Zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Mieszkam tutaj od urodzenia i byłem przekonany, że mam sporą wiedzę na temat miasta i kościoła. Tymczasem niedawne wydarzenia udowodniły, jak niewiele wiedziałem. Tak wspaniałym kościołem trzeba się opiekować, dbać, ale też promować jego historię, bo to argument do odwiedzenia całego miasta. Przez zniszczenia w czasie I wojny światowej nie mamy w Kaliszu wielu zabytków. Dlatego o te, które się zachowały, trzeba dbać szczególnie – mówi.
Żegnam się z ojcem Ułanowiczem i panem Janem. Po chwili jestem już na ulicy. Cisza, która towarzyszyła mi podczas zwiedzania świątyni, zostaje zastąpiona przez gwar i hałas. Rozglądam się dookoła. Szare chmury nadal przykrywają niebo, jednak deszczu jak nie było, tak nie ma. Postanawiam, że jeszcze tu wrócę. Wtedy, kiedy zagadki zostaną rozwiązane, albo… tajemnic przybędzie.
Dziś, Kalisz nie jest popularnym miastem w przewodnikach turystycznych. Kto wie jednak, co przyniesie przyszłość. Może dzięki odkryciom we franciszkańskim kościele, do miasta zaczną ściągać turyści i pielgrzymi z całej Europy?
Renowacja kościoła była możliwa głównie dzięki środkom zewnętrznym. Część funduszy pochodziła z Wielkopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2014-2020. Zrealizowano tu projekt „Poszerzenie oferty kulturalnej poprzez konserwację i renowację Kościoła i Klasztoru OO. Franciszkanów w Kaliszu” o łącznej wartości prawie 12 mln zł, przy czym dofinansowanie z WRPO 2014+ wyniosło ponad 8,5 mln zł.
Dzięki realizacji inwestycji udało się wykonać renowację w prezbiterium oraz nawie głównej. Właśnie w ich trakcie odkryto fresk przedstawiający św. Krzysztofa. W efekcie przeprowadzonych prac, w świątyni odbywają się liczne wydarzenia kulturalne, na czele z koncertami organowymi i występami chórów.
Dominik Wójcik