Nie liczy się tylko wypłata na koncie. Ważna jest też satysfakcja osiągana w pracy. Choć wielu z nas myśli podobnie, wciąż tkwi w trudnych relacjach pracowniczych, licząc upływające do końca zmiany minuty i dni do upragnionego urlopu. O tym, że można żyć inaczej opowiadają Łukasz Więcławski i Michał Dobrałowicz, którzy swoje zawodowe życie zmienili dzięki wsparciu unijnemu (WRPO 2014-2020).
O plusach samozatrudnienia można mówić długo. Niezależność i duże możliwości rozwoju, samodzielne decydowanie z kim chcemy pracować i wreszcie satysfakcja – że wszystko co osiągnęliśmy, zawdzięczamy sobie. Własna firma zawsze jest jednak dużym wyzwaniem, pociągającym za sobą ryzyko. Choć ostatnie lata nie sprzyjały rozwojowi działalności gospodarczych, nie brakowało odważnych, którzy zdecydowali się na ten krok.
Na trzydziestkę - taras
Na początek udajemy się do podpoznańskiego Konarzewa. Na sennym, spokojnym osiedlu domków jednorodzinnych, mieszka z rodziną Łukasz Więcławski.
- Moja droga do własnej firmy była długa, pełna zakrętów i zwrotów – przyznaje. - Wszystko dlatego, że od dzieciństwa miałem mnóstwo pasji i zainteresowań. Wchodząc w dorosłe życie musiałem na którąś się zdecydować. Postawiłem na kulinaria. Skończyłem studia na kierunku hotelarstwo i gastronomia, później turystyka i rekreacja. Pracowałem w branży, jednak to nie były dobre czasy. Trafiałem na pracodawców, którzy wykorzystywali pracowników i podcinali im skrzydła. Po kilku latach uznałem, że muszę się wydostać z tego środowiska. Wtedy skręciłem po raz pierwszy – opowiada.
Kolejnym przystankiem w zawodowej karierze pana Łukasza był handel. Najpierw pracował w sklepie rodziców, później sprzedawał meble, łóżka i materace. Po 13 latach dotarł w firmowej hierarchii do kresu możliwości. Kiedy zrozumiał, że nie może już wyżej awansować, wykonał drugi, ostry skręt.
- Kochałem drewno. Dostrzegałem jego nieograniczone możliwości. Już w dzieciństwie, razem z tatą, często majsterkowaliśmy w garażu. Naprawialiśmy różne rzeczy, tworzyliśmy, ale … szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że kiedyś może się to stać moim źródłem utrzymania. Mówią, że życie zaczyna się po trzydziestce. Dokładnie tak było w moim przypadku. Na urodziny, od znajomych, dostałem w prezencie piłę ukosową do cięcia drewna. Z jej pomocą udało mi się stworzyć pierwszy taras, w moim własnym, nowo wybudowanym domu – opowiada. - Później zacząłem wykonywać drobne prace u znajomych, sąsiadów, dla rodziny. Od zlecenia do zlecenia dotarło do mnie, że przy tej pracy wcale się nie męczę. Przeciwnie, sprawia mi ona przyjemność i pozwala się realizować. Zdecydowałem, że to droga, którą chcę podążać – mówi.
Policjant, który pokochał karawaning
Michała Dobrałowicza najłatwiej spotkać w jego warsztacie w pilskim centrum motoryzacyjnym. W pomieszczeniu unosi się zapach benzyny i smaru. Tego dnia Michał pracuje przy kamperze z uszkodzonym kołem i podłogą. Wybuchła w nim opona.
- Klienci bardzo troszczą się o swoje kampery, traktują je trochę jak własne dzieci. Chcą wiedzieć co im dolega, co można poprawić. Niektórzy dzwonią kilka razy dziennie, chcąc być na bieżąco. Ale tak to już jest w tej naszej karawaningowej rodzinie – opowiada.
Opowieść podejmuje niemal w rytmie pracujących w warsztacie narzędzi.
- Motoryzacja to pasja, która zrodziła się we mnie w dzieciństwie. Swoją pierwszą motorynkę rozebrałem, pomalowałem i złożyłem, kiedy byłem jeszcze w podstawówce. Później przeniosło się to na samochód. Nie korzystałem z usług mechaników. Wszelkie naprawy czy modyfikacje robiłem we własnym garażu, samemu. Szło mi to całkiem nieźle. Nie wiązałem z tym jednak swojej zawodowej drogi, aż jednego razu otrzymałem od szwagra nietypowy prezent – przyczepę kempingową. Kupił ją dwa lata wcześniej dla siebie, ale nie był w stanie samemu jej wyremontować. Oddał ją mnie i tak zrodziła się kolejna wielka pasja – karawaning – opowiada.
W tym czasie pan Michał pracował jeszcze w Wydziale Ruchu Drogowego pilskiej policji.
- Na początku byłem entuzjastycznie nastawiony. Naprawdę chciałem być policjantem i czułem się dobrze w tym środowisku. Niestety, z roku na rok, ten ogień zaczął powoli przygasać. Po 15 latach powiedziałem jednak - dość! Jako że miałem prawo do wcześniejszej emerytury, postanowiłem z niej skorzystać. Pytanie brzmiało – co zrobić dalej? Odpowiedź znałem jeszcze zanim odszedłem z policji – mówi.
I tu wkraczają Fundusze Europejskie
Rozwiązaniem skomplikowanej sytuacji na rynku pracy dla wielu osób jest samozatrudnienie, które hojnie wspierają Fundusze Europejskie. Jednym z projektów skrojonych na miarę dla przyszłych przedsiębiorców, było przedsięwzięcie Funduszu Rozwoju i Promocji Województwa Wielkopolskiego SA – „Samozatrudnienie pomysłem na życie”.
- Uczestnicy otrzymali szerokie wsparcie, zarówno merytoryczne, jak i finansowe – mówi Hanna Rzepka, kierownik projektu. - W pierwszym przypadku mowa o szkoleniu „ABC działalności gospodarczej”, które odbywało się zarówno grupowo, jak i indywidualnie. Przyszli przedsiębiorcy uczyli się podstaw prowadzenia firmy, w tym strategii marketingowych i sprzedaży, rozliczeń z ZUS i urzędem skarbowym. Wsparcie finansowe opierało się zaś na dwóch filarach. Pierwszym była bezzwrotna dotacja na start, w wysokości ponad 23 tys. zł. Drugim wsparcie pomostowe, w kwocie ponad 2 tys. zł, wypłacane przez rok od daty rozpoczęcia działalności, które pomogło w początkowym etapie opłacić wszelkie rachunki i zobowiązania – tłumaczy.
Właśnie w tym unijnym przedsięwzięciu, swojej szansy poszukali nasi bohaterowie. Firma „Lita pasja” Łukasza Więcławskiego wystartowała we wrześniu zeszłego roku.
- Obecnie zajmuję się budową tarasów drewnianych i kompozytowych, wiat garażowych, zadaszeń, placów zabaw. Podejmuję się także renowacji wymagających tego obiektów – tłumaczy Łukasz Więcławski. - Bez unijnego wsparcia moja firma pewnie by nie powstała. Za przyznane dofinansowania mogłem kupić najpotrzebniejsze narzędzia do obróbki i montażu drewna: piły, szlifierki, heblarki, wkrętarki – wymienia.
Jesienią 2022 roku powstała również firma Michała Dobrałowicza.
- Stworzyłem warsztat serwisowy dla kamperów i przyczep kempingowych. Za otrzymane pieniądze kupiłem przede wszystkim narzędzia – wszystko z górnej półki, najwyższej jakości. Powstały dwa stanowiska – do napraw, które zajmują więcej czasu oraz bieżących reperacji – opowiada. - Wykonuję przeglądy sezonowe, wymieniam urządzenia gazowe i elektryczne, modernizuję wnętrza oraz montuję panele fotowoltaiczne – to bardzo duże udogodnienie, gdyż dostęp do elektryczności na polach kempingowych jest zwykle dość drogi. W tej pracy muszę być po trochu specjalistą w każdej dziedzinie: hydraulikiem, elektrykiem, tapicerem, blacharzem, stolarzem, oczywiście także mechanikiem samochodowym… dlatego to wszystko daje mi tak ogromną satysfakcję – zapewnia.
Zapytani o to, czy czasem nie żałują podjętych decyzji, obaj panowie zaprzeczają bez wahania.
- To była najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć. Owszem, czas i okoliczności może nie sprzyjały rozwojowi własnej firmy, ale wiedziałem, że jeśli nie zrobię tego teraz, to okazja może się nie powtórzyć. Trudno mi mówić o przyszłości – nie wiem co mnie czeka. W tej chwili jestem zadowolony – robię co kocham, mam czas dla rodziny, dobrze zarabiam – mówi Łukasz Więcławski. - Pracy jest sporo, odpowiedzialność też jest duża. Wszystko wymaga poświęcenia i samozaparcia. Ale po tych kilku miesiącach już wiem, że to jest właśnie to, co chcę robić. Mam wielkie wsparcie w rodzinie, w przyszłości prawdopodobnie zacznę zatrudniać pracowników. W tej chwili nie zamieniłbym tej pracy na żadną inną – dodaje Michał Dobrałowicz.
***
Projekt „Samozatrudnienie – pomysłem na życie” realizowany był przez Fundusz Rozwoju i Promocji Województwa Wielkopolskiego SA w partnerstwie z DGA SA. Całkowita wartość przedsięwzięcia wyniosła ponad 18 mln zł, z czego ponad 17 mln zł stanowiła dotacja z Funduszy Europejskich. W efekcie jego realizacji w regionie powstało 290 nowych firm i miejsc pracy.
Dominik Wójcik