Neutralność klimatyczna do 2050 r. - to cel, jaki postawiła przed krajami członkowskimi UE. O globalnym ociepleniu, stepowieniu Wielkopolski, działaniach dla ochrony zasobów wodnych rozmawiamy z prof. UPP Bogdanem Chojnickim z Pracowni Bioklimatologii Katedry Ekologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Jaki mamy klimat w Polsce?
Generalnie mamy dobry klimat (śmiech), ale mówiąc poważnie jesteśmy krajem, który zmiany klimatu może odczuć bardzo wyraźnie. Choć widać u nas rzeki i zbiorniki wodne, to tak naprawdę patrząc na dane, mamy ograniczone zasoby wodne. W związku z tym każda zmiana klimatu dotknie nas bezpośrednio i wpłynie na zaburzenie bilansu wodnego.
Mimo to wciąż wiele osób myśli o globalnym ociepleniu jako o czymś odległym, co trudno sobie wyobrazić...
A wystarczy spojrzeć na Wielkopolskę, by dostrzec zmiany klimatyczne. Prawie co roku w regionie odnotowywane są straty suszowe w rolnictwie. W ubiegłym roku zanotowaliśmy temperatury powyżej normy, a opady poniżej. Zresztą nasze województwo zalicza się do regionów o najniższej średniej obszarowej sumie opadów (ok. 500-550 mm na rok), gorzej jest tylko w kujawsko-pomorskim. Fale ciepła napływające z zachodu uderzają w Wielkopolskę i to sprawia, że przed naszym regionem stoi spore wyzwanie związane z zachowaniem wody w krajobrazie.
Jak zatrzymać proces stepowienia województwa?
Powinniśmy przede wszystkim pozytywnie nastawić się do naszego krajobrazu. Na terenach rolniczych, które są podporządkowane produkcji rolnej nie ceni się zbiorniczków wodnych, zadrzewień śródpolnych ani zwykłych drzew i krzewów rosnących wzdłuż dróg polnych – a więc elementów, które pomagają zatrzymać wodę w środowisku. Usuwanie roślinności, osuszanie terenów pod kolejne pola czy działki sprawia, że kolejne obszary stepowieją. Kluczowe jest dziś promowanie nasadzeń drzew, zakrzaczeń i tworzenia zbiorników wodnych, a więc małej retencji. Z tym jednak zastrzeżeniem, że wykopanie dziury w ziemi nie jest małą retencją, a niestety z takimi działaniami mamy często do czynienia. Poza tym często kopiemy zbiorniczki w miejscach, w których retencja już występuje, gdyż zapominamy o występujących tam torfowiskach czy bagnach. Dla wielu to nieużytki, a tak naprawdę to elementy krajobrazu chroniące zasoby wodne.
Jednym z problemów związanych z ocieplaniem się klimatu są tzw. miejskie wyspy ciepła.
Miejskie wyspy ciepła formują się, gdy mamy do czynienia z gęstą zabudową, w której woda bardzo szybko odpływa, albowiem często nie przewidujemy dla niej miejsca w zabetonowanym otoczeniu. To problem, z którym miasta mierzą się od dawna, jednak w ostatnich latach wskutek zmian klimatu, znacznie się zintensyfikował. Coraz wyższe temperatury sprawiają, że w miejskiej przestrzeni żyje nam się coraz trudniej. Zagęszczanie zabudowy kosztem zielonych miejsc postępuje, więc efekt miejskich wysp ciepła daje się nam coraz bardziej we znaki. To krótkoterminowe myślenie deweloperów przez pryzmat szybkich zysków stoi w sprzeczności z logiką rozwoju krajobrazu, w którym możemy komfortowo żyć. Wiele osób kupując mieszkanie w nowym budownictwie nie zdaje sobie sprawy z klimatycznych konsekwencji. Jeśli nie zaczniemy stawiać na obszary zielone i zatrzymywanie wody w miastach (np. tereny podmokłe, zbiorniczki wodne), utkniemy w rozgrzanej betonozie.
Adaptacja do zmian klimatu to jedno z wyzwań polityki miejskiej. W ostatnim czasie głośno było o rekomendacjach C40 Cities, w których znalazły się zapisy, że trzeba jeść mniej mięsa i pozbyć się aut z napędem spalinowym, co spotkało się z ostrą krytyką. Jakie działania tak naprawę są potrzebne w naszych miastach?
Przekaz dotyczący rekomendacji C40 Cities został przekręcony, a cała dyskusja o zmianach klimatycznych zniekształcona do prostych haseł, które w żaden sposób nie oddawały sensu przedstawionych propozycji. Nie da się rozmawiać w oparach absurdu, gdy naprzeciw rozważań o charakterze naukowym postawimy proste hasła o manipulacyjnym charakterze. A problem ocieplenia klimatu jest poważny i wymaga podjęcia pilnych działań. Po pierwsze chodzi o przeciwdziałanie zmianie klimatu poprzez zastępowanie emisyjnych źródeł energii nieemisyjnymi, głównie w transporcie i energetyce. Po drugie ważne jest adaptowanie do zmian, które już nastąpiły. W tym przypadku struktury miast powinny być jak gąbki. Musimy zatrzymać wodę. I tu znów wracam do wątku niepotrzebnego niszczenia terenów podmokłych. Jeśli nie podejdziemy racjonalnie do zmian klimatu, tylko będziemy opierać się na emocjach i jakiś wizjach polityków, nie poradzimy sobie z katastrofą, którą już widać na horyzoncie.
Jak Pan ocenia dotychczasową politykę UE w zakresie ochrony klimatu i zapisy Europejskiego Zielonego Ładu?
Unia Europejska bardzo poważnie podchodzi do zmian klimatu, traktując je jako zagrożenie dla funkcjonowania całej ludzkości. Po drugie, o czym w Polsce w ogóle się nie mówi,dostosowywanie się do wyzwań klimatycznych może być szansą na budowanie innowacyjnej gospodarki opartej na odnawialnych źródłach energii. Niestety w naszym kraju mamy tendencję do pojmowania zmian w gospodarce jako zagrożenia, a nie szansy na nową jakość. Część naszego społeczeństwa jest niechętna zmianom, co może prowadzić do sytuacji, w której będziemy zacofanym społeczeństwem wykorzystującym wynalazki innych społeczeństw, a to nie jest sposób na osiągniecie czołowej pozycji w europejskiej Wspólnocie.
W nowej perspektywie z programu regionalnego będzie można pozyskać pieniądze na działania związane z adaptacją do zmian klimatu.
Mam nadzieję, że potraktujemy to jako szansę i wykonamy krok w dobrym kierunku. Inwestycje w małą retencję, łagodzenie miejskich wysp ciepła czy zagospodarowanie wód opadowych są bardzo potrzebne. Szkoda tylko, że wciąż ktoś z zewnątrz pokazuje nam kierunki działań i daje na to pieniądze, a sami nie wyznaczamy trendów rozwojowych. Ale jak wspominałem, jesteśmy dość konserwatywnym społeczeństwem, opornym na zmiany. A wystarczy spojrzeć na Stany Zjednoczone, które przywróciły zapisy paryskiego porozumienia klimatycznego. Amerykanie wiedzą, że negatywne zmiany klimatu można przekuć w pozytywne przemiany gospodarcze, które zapewnią im przewagę technologiczną o globalnym zasięgu. A u nas wciąż pokutuje myślenie, że ekologia to droga zabawka lub przeszkoda w drodze do dobrobytu. Liczę, że unijne środki pomogą zmienić ten sposób postrzegania rzeczywistości.
Pewne przemiany już się dzieją. Dużo samorządów inwestuje chociażby w OZE.
I to mnie cieszy. Rzeczywiście nie brakuje samorządów, które odpowiedzialnie podchodzą do zmian klimatu i w których mieszkańcy angażują się w konkretne działania. Gdy ludzie widzą, że pewne rozwiązania przynoszą im realne korzyści są „za”, wtedy też okazuje się, że zmiany oferowane przez UE są pożądane. Takim pozytywnym przykładem jest gmina Pobiedziska, która działania na rzecz gospodarki wodnej uczyniła istotnym elementem strategii rozwoju, co z pewnością podniesie atrakcyjność miejscowości w oczach inwestorów, turystów, ale także poprawi dobrostan mieszkańców.
Co nas czeka, jeśli odpuścimy walkę ze zmianami klimatu?
Będziemy żyć w krajobrazie, w którym brakuje wody, a to wymusi na nas rezygnację z pewnych aktywności. Gospodarka być może będzie wyglądać całkiem dobrze, ale korzystanie z zasobów naturalnych będzie utrudnione, a to znacznie obniży naszą jakość życia. Wraz ze wzrostem temperatury susze będą bardziej rozległe i bardziej dotkliwe. Oczywiście możemy wypłacić odszkodowania rolnikom, ale to nie rozwiąże problemu. Jeśli nie będziemy mieć żyznych gleb, a w nich odpowiedniej ilości wody, uprawa roli nie będzie możliwa i co wtedy? Być może pojawi się pomysł zalesiania tych terenów, ale jeśli temperatura nadal będzie rosnąć, to i utrzymanie produktywnych lasów stanie pod znakiem zapytania. Musimy zdać sobie sprawę, że niewydolne środowisko będzie wtedy dyktować warunki ekonomiczne. Tak jak obserwowaliśmy w przypadku zatrutej Odry. Gdy śnięte ryby dotarły do Zalewu Szczecińskiego sektor związany z turystyką nie mógł funkcjonować. Dlatego działania potrzebne są tu i teraz.
Rozmawiał: Łukasz Karkoszka