Nasz Region WRPO 2014+ E-MAGAZYN Fotografia przedstawia dwóch mężczyzn, którzy na świeżym powietrzu, wstawiają szybę w drewniane drzwi. Autorem zdjęcia jest Dominik Wójcik.

Choć Sebastian znalazł się na ostrym życiowym zakręcie, w Centrum Integracji Społecznej powoli wychodzi na prostą (fot. Dominik Wójcik)

REPORTAŻ: Fundamenty nowego życia

Choć ich historie bardzo się od siebie różnią, mają wspólny mianownik – po życiowym zakręcie wszyscy trafili do Stowarzyszenia „Pogotowie Społeczne”. Tu znaleźli wsparcie psychologiczne, doradztwo zawodowe, pracę i dach nad głową.

Centrum Integracji Społecznej „Darzybór”, prowadzone przez Stowarzyszenie, znajduje się na obrzeżach miasta. Przy wsparciu Funduszy Europejskich, obecnie pomaga około 60 osobom, z różnych środowisk. Na miejsce docieramy przed południem. Choć wokół panuje błoga cisza, jakby nic się tutaj nie działo – to jedynie złudzenie. Praca bowiem, wre.

Krok po kroku

- Niech się pan rozejrzy – mówi Magdalena Borowiec, kierowniczka CIS. - W tym budynku są nasze warsztaty: krawiecko-rękodzielnicze, handlowo-usługowe oraz budowlane. Nasi uczestnicy nabierają nowego spojrzenia na pracę. Z jednej strony mogą zarabiać pieniądze i nieco się usamodzielniać. Z drugiej zaś mają poczucie sprawczości, satysfakcji i większą wiarę w siebie – dodaje.

Pogotowie wspiera głównie osoby doświadczające bezdomności, jednak pomoc, w razie potrzeby, znajdzie tutaj każdy.

- Zajęcia trwają sześć godzin dziennie, od poniedziałku do piątku. Uczestnicy otrzymują wypłatę w wysokości 120% zasiłku dla bezrobotnych. Pierwszy miesiąc to okres próbny, po którym pobyt może zostać przedłużony o kolejnych 11 miesięcy – tłumaczy kierownik. - Dodatkowo, mogą też korzystać ze wsparcia socjalnego i psychologicznego oraz poradnictwa zawodowego. Zapewniamy również dwa posiłki dziennie i ubezpieczenie. To oczywiście nie wszystko, ale co ja tak będę mówić po próżnicy! Chodźmy, zobaczy pan, jak to wygląda w praktyce!

Moi chłopcy pięknie szyją!

Naszym pierwszym przystankiem są warsztaty krawiecko-rękodzielnicze. Dźwięk pracujących intensywnie maszyn słyszę już z korytarza. Po wejściu do środka dochodzi do tego prawdziwa fala kolorów: różnobarwnych nici, materiałów i wyrobów.

Na fotografii widoczny jest mężczyzna w średnim wieku, który w skupieniu szyje na maszynie. Pochyla się nad nim kobieta – instruktorka. Autorem zdjęcia jest Dominik Wójcik. - Widzi pan, jak ci moi chłopcy pięknie szyją? - mówi od progu Elżbieta Wolna, instruktorka. - Co? Zaskoczony? Owszem, pań przewija się tutaj bardzo mało. Są głównie panowie. I jestem z nich taka dumna! Świetnie sobie radzą, mają mnóstwo cierpliwości, doskonale się dogadujemy. A tworzymy naprawdę najróżniejsze rzeczy. Od damskich torebek, po maskotki dla dzieci – dodaje.

Pani Elżbieta w CIS pracuje od ośmiu lat. Jak sama przyznaje, trafiła tu… przypadkiem.

- Nie jestem zawodową krawcową. Pracowałam jako kierownik bufetu w jednej z dużych firm włókienniczych i codziennie podglądałam pracę szwaczek. Tak mi się spodobało, że stopniowo sama zaczęłam próbować swoich sił w szyciu. Szło mi nieźle – do tego stopnia, że kolejne zatrudnienie znalazłam już jako krawcowa. O wolnym miejscu pracy tutaj poinformowała mnie znajoma. Nie żałuję ani chwili tu spędzonej. Atmosfera jest doskonała. Niech Jurek panu powie!

Pan Jerzy, sześćdziesięciolatek z Poznania, w skupieniu pracuje nad kawałkiem materiału. Uśmiecha się znad maszyny.

- Co mogę powiedzieć, to prawda… Miałem szczęście, że tu trafiłem. Los mnie nie oszczędził. Kiedy rozpadło się moje małżeństwo, zostałem bez mieszkania i środków do życia. Dach nad głową znalazłem w schronisku dla osób bezdomnych, a pracę właśnie tutaj – mówi. - Pewnie się pan dziwi, że facet zajmuje się szyciem, co? Miałem propozycję dołączenia do warsztatów budowlanych, ale kręgosłup się zbuntował… i tak trafiłem tutaj. Wystarczył tydzień, żebym wciągnął się w pracę bez pamięci! Dzięki niej mam poczucie samodzielności. W końcu to lepsze niż życie na garnuszku instytucji państwowych. Co mnie martwi – mój pobyt zbliża się do końca. Jestem jednak dobrej myśli. Wierzę, że znajdę pracę i uda mi się ustabilizować życie – opowiada.

Żadnych gwałtownych ruchów

Czas obejrzeć kolejne miejsce. Pracowników warsztatów budowlanych znajdujemy bez problemu. Choć Sebastian Nijaki jest mocno zajęty – razem z kolegą wstawia szybę w drzwi, znajduje chwilę, żeby opowiedzieć o sobie.

Na zdjęciu widać łysego mężczyznę w koszuli z założonymi rękami. Za nim znajduje się budynek noclegowni. Autorem zdjęcia jest Dominik Wójcik. - Jestem tu trzy miesiące. Zajmuję się budowlanką – drobne prace, naprawy, montaż, malowanie, szpachlowanie. Dbam o to, żeby cała tutejsza infrastruktura była w dobrym stanie – mówi.

Sebastian przez siedem lat mieszkał w Niemczech, gdzie z powodzeniem prowadził firmę. Niestety, pandemia koronawirusa przekreśliła wszystkie plany i marzenia.

- Zostałem z niczym. Musiałem zamknąć działalność. Dodatkowo żona przeszła przez bardzo poważne komplikacje przy porodzie. Wróciliśmy do Polski i nie mieliśmy za co żyć. Szukałem pomocy w różnych miejscach i udało mi się właśnie tu. Bardzo cenię sobie Centrum. Nie ukrywam, że jestem przyzwyczajony do większych nakładów pracy, ale nie ma co narzekać. Atmosfera jest świetna, ludzie towarzyscy, więc z optymizmem patrzę w przyszłość – mówi. - Powoli staję na nogi. Czekam właśnie na przydział do mieszkania treningowego. W tym czasie, żona i córka mieszkają u teściów. Teraz powoli będę rozglądał się za przyszłą pracą. Co wiem? Nigdy więcej własnej firmy. Wolę pracować u kogoś. W jakiej branży? Jestem otwarty na wiele opcji, nie szukam tylko w budowlance. Los nauczył mnie jednej zasady: żadnych gwałtownych ruchów. I tego się trzymam. Jak w moim zawodzie – zaczynam od solidnych fundamentów, buduję spokojnie, krok po kroku. Wierzę, że się uda – dodaje.

Nie ma miejsca na stereotypy

Następny punkt to schronisko w którym przygotowano miejsce dla 100 osób. Kieruje nim Zbigniew Popadiuk, który z pracą socjalną związany jest od młodzieńczych lat.

- Kończyłem szkołę pracowników socjalnych. W trakcie edukacji odbywałem wiele praktyk, w tym w Fundacji „Barka”. Właśnie tam zrozumiałem na czym ta praca polega. Zostałem na dłużej, a kiedy w 2004 roku powstawało nasze Stowarzyszenie, postanowiłem dołączyć do założycieli. I tak minęło te kilkanaście lat – mówi. - Prowadzimy trzy schroniska, przy czym to, w którym teraz jesteśmy, jest największe. Staramy się nie tylko dawać dach nad głową, ale także pomagać w aktywizacji i usamodzielnianiu się. Rozwiązujemy problemy administracyjne – z dokumentami czy ubezpieczeniem. Pomagamy również w ubieganiu się o lokale socjalne, o ile to możliwe. Każdego zachęcamy do podjęcia próby samodzielności w mieszkaniu treningowym – prowadzimy ich obecnie osiem i planujemy uruchomienie kolejnych. Dla większości naszych mieszkańców to pierwsze od wielu lat życie poza instytucją, opłacanie swoich rachunków, gotowanie posiłków. A mamy tu do czynienia z naprawdę różnymi ludźmi: młodzi i starsi, nawet osiemdziesięcioletni. Bywały też osoby z wyższym wykształceniem, zdrowe i z niepełnosprawnościami… w naszej pracy nie ma stereotypów. To co robię daje mi wielką satysfakcję i po tych wszystkich latach nie zamieniłbym tego na nic innego – przekonuje.

Ważne doświadczenia

Stowarzyszenie skorzystało również z Funduszy Europejskich. Środki pozwoliły na sfinansowanie udziału w targach i podobnych wydarzeniach, podczas których uczestnicy CIS sprzedawali swoje wyroby rękodzielnicze. Organizacją stoiska zajmowali się zaś podopieczni z warsztatów handlowo-usługowych.

- Było to dla nich bardzo ważne doświadczenie. Przede wszystkim wyszli do ludzi i niejako skonfrontowali efekty swojej pracy z odbiorcami. Okazało się, że ich wyroby znalazły wielu nabywców, co początkowo mocno zdziwiło naszych uczestników. Dzięki temu zyskali mnóstwo wiary w siebie i poczucia, że podążają właściwą ścieżką – mówi Magdalena Borowiec. - W projekcie mogliśmy też zorganizować wyjazdy integracyjne nad morze, a także szkolenia dotyczące ekonomii społecznej, rozwoju osobistego czy radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych – dodaje.

Co czeka CIS i całe Stowarzyszenie w przyszłości?

- Zobaczymy. Wiemy co robimy i czego chcemy. Mamy też świadomość trudności, które musimy pokonać. Marzy mi się, żeby takie miejsca, jak nasze Centrum, były w przyszłości bardziej doceniane, jako narzędzia reintegracji zawodowej. Chciałabym też rozwijać infrastrukturę i inwestować w kadrę. Wszystko po to, żeby pomagać innym budować solidne fundamenty nowego życia. Bo to podstawa.

***

Stowarzyszenie „Pogotowie Społeczne” współpracuje z Fundacją Pomocy Wzajemnej „Barka”, m.in. biorąc udział w projekcie „Wielkopolskie Centrum Ekonomii Solidarnej”, współfinansowanym w ramach WRPO 2014-2020. Jego głównym założeniem jest pomoc 500 osobom zagrożonych wykluczeniem społecznym i ubóstwem oraz wsparcie 100 podmiotów ekonomii społecznych i 31 środowisk lokalnych.

Dominik Wójcik

ZOBACZ TAKŻE