Nasz Region WRPO 2014+ E-MAGAZYN Na zdjęciu widzimy doktor Aleksandrę Jadach-Sepioło. Kobieta w okularach i spiętych z tyłu włosach, uśmiecha się. Zdjęcie pochodzi z archiwum prywatnego.

Dr Aleksandra Jadach-Sepioło, Zastępca Dyrektora Instytutu Rozwoju Miast i Regionów, adiunkt w Katedrze Miasta Innowacyjnego w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie (fot. archiwum prywatne)

WYWIAD: W stronę zielonej rewitalizacji

Rewitalizacja to moment próby dla miasta. Dlaczego należy unikać „betonozy”, jak wdrażać bardziej zielone rozwiązania i jak ważne jest włączanie zasad projektowania uniwersalnego w procesy rewitalizacyjne pytamy dr Aleksandrę Jadach-Sepioło, Zastępcę Dyrektora Instytutu Rozwoju Miast i Regionów, adiunkt w Katedrze Miasta Innowacyjnego w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.

Dlaczego rewitalizacja polskich miast budzi tyle emocji?

Przede wszystkim ze względu na powszechność. Programy rewitalizacji ma obecnie ponad 1500 samorządów. Przy opracowywaniu dokumentów, jednym z wymogów jest partycypacja społeczna. Włączenie mieszkańców w procesy rewitalizacyjne jest ważne i potrzebne, ale wiąże się z tym, że lokalne społeczności chcą wiedzieć, jakie działania już się toczą, czy wszystko idzie zgodnie z planem, a jeśli nie, to dlaczego. Na tym etapie często włączają się emocje, bo czasem zdarza się też, że podejmowane inwestycje nie spełniają pokładanych w nich oczekiwań, a czasem trudno ludziom zrozumieć, że rewitalizacja jest długofalowym działaniem i na pewne efekty trzeba poczekać.

Najwięcej emocji zdaje się budzić słynna „betonoza”. Jakie są konsekwencje zabudowywania miast?

Rzeczywiście możemy zdiagnozować miejską chorobę, zwaną „betonozą”. Część miast zdążyła się już na nią uodpornić, w czym duża zasługa lokalnych społeczności, które nie godzą się na tego typu rozwiązania, a także włodarzy gmin nie przyjmujących tego typu propozycji projektowych. Byłabym jednak ostrożna z totalną krytyką gmin, w których media diagnozują symptomy „betonozy”. Informacje medialne często nie oddają kontekstu, w którym pewne inwestycje zostały zrealizowane. Często w bezpośrednim sąsiedztwie betonowej płyty rynku są parki, planty lub inne zielone tereny. Trzeba więc spojrzeć szerzej na miasto i dopiero wtedy wyciągać wnioski. Niemniej chyba każdy z nas przekonał się na własnej skórze, że brak zieleni w miastach jest dużym problemem, szczególnie latem, gdy nie ma gdzie się schować przed piekącym słońcem. Podobnie z wodą, która jest niezbędna, by nas chłodzić. Mieszkańcy są coraz bardziej świadomi konsekwencji, do jakich prowadzi betonowanie miast, więc uważam, że z tym problemem poradzimy sobie wcześniej czy później. Dyskusja o „betonozie” jest jednak potrzebna, przede wszystkim w środowisku eksperckim. Trzeba zrobić wszystko, żeby ten problem w procesach rewitalizacyjnych zniwelować.

W kierunku bardziej zielonej rewitalizacji podążają wytyczne dotyczące nowej perspektywy finansowej 2021-2027. Samorządy są gotowe na wdrażanie bardziej ekologicznych rozwiązań?

Myślę, że tak. W wielu gminach rośnie świadomość małej retencji, coraz więcej prywatnych podmiotów używa kolektorów na deszczówkę. Przy unijnym wsparciu gminy chętnie inwestują w działania poprawiające efektywność energetyczną budynków publicznych. A przecież jeszcze parę lat temu termomodernizacja nie była uznawana za „must have”. Dziś to kluczowy element nie tylko dbania o ochronę klimatu, ale i o oszczędności energii. Zwiększa się też świadomość mieszkańców na temat konieczności podejmowania proekologicznych rozwiązań wykorzystujących błękitno-zieloną infrastrukturę. Nasz Instytut prowadzi projekt szkoleń kaskadowych dla samorządowców. Widzimy, że urzędnicy mają świadomość, że należy podążać w kierunku zielonej rewitalizacji. Zresztą z wybranymi gminami zrealizowaliśmy, małe projekty związane m.in. z zazielenianiem miejskich przestrzeni przy współfinansowaniu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Zaangażowanie mieszkańców i urzędników było bardzo duże. To dobra prognoza na przyszłość. Przy tym wiele miast ma gotowe plany adaptacji do zmian klimatu, więc jestem dobrej myśli.

Fotografia przedstawia zielony skwer pomiędzy miejskimi budynkami. Widzimy drzewka, krzaki i ławki, a w tle przeszklone ściany budynków. Zdjęcie pochodzi z Obrazy licencjonowane przez Depositphotos.com/Drukarnia Chroma.

Czy dostrzega Pani jakieś zagrożenia powiązania rewitalizacji z proekologicznymi rozwiązaniami?

Jedyne zagrożenie, jakie widzę, to niebezpieczeństwo zbytniego przesunięcia akcentów na zieloną rewitalizację kosztem strefy społecznej. Działania związane z zielenią i wodą w miejskiej przestrzeni są tym, czego wszyscy potrzebujemy. Są to też inwestycje atrakcyjnie wizualnie, w przeciwieństwie do powoli zachodzących zmian w kruchej sferze społecznej. Dlatego obawiam się, że mogą przysłonić działania społeczne, które w rewitalizacji są kluczowe.

Jak prowadzić rewitalizację, aby zapobiec gentryfikacji, czyli całkowitej zmianie charakteru części miasta?

Nie da się zmienić przestrzeni miast bez gentryfikacji. Powinna ona jednak być procesem łagodnym, oswojonym, bez wyrugowywania mieszkańców. A w taki sposób działali czyściciele kamienic, których remonty z rewitalizacją nie miały nic wspólnego, przy kosztach czynszów tak dużych, że ludzie musieli opuszczać kamienice, w których mieszkali od pokoleń, bo nie było ich stać na opłaty. To jest niedopuszczalne. Trzeba jednak zdać sobie sprawę z tego, że procesy rewitalizacyjne uruchamiają także korzystne zmiany w strukturze społecznej, ale nawet mimo to najczęściej nie jest możliwe, aby zatrzymać wszystkich mieszkańców. Nie wszyscy dotychczasowi mieszkańcy chcą także zostać. Wiele osób pragnie uciec z dotychczasowego miejsca zamieszkania. Nie chcą czekać aż coś się zmieni albo nie chcą żyć w zawieszeniu z perspektywą kolejnej przeprowadzki po zakończonym remoncie. Dlatego prowadząc działania społeczne, należy sprawdzać, jakie są oczekiwania mieszkańców. Bardzo dobrze działało to w Łodzi, później w Wałbrzychu i Włocławku, gdzie latarnicy społeczni starali się podjąć kontakt z każdym mieszkańcem, znajdującym się w trudnej sytuacji. Od początku mieszkańcy byli włączani w procesy rewitalizacyjne, dbano o to, by czuli się potrzebni i nie mieli poczucia, że miasto będzie chciało ich przesiedlić. Nie wolno jednak zapominać i o tych, którzy z własnej woli zdecydowali się na przeprowadzkę. Im też trzeba pomóc. Nie zawsze się to dzieje, bo urzędnicy zasłaniają się ochroną danych osobowych. To błąd, który z długofalowymi konsekwencjami. Po prostu niezałatwione problemy społeczne wraz z mieszkańcami przeniosą się w inne miejsce. Mniejszym kłopotem będzie, jeśli nastąpi ich rozproszenie w strukturze miasta, a znacznie większym, jeśli stłoczą się w jednym miejscu. Niestety gettoizacja to zjawisko, z którym część miast ma dalej problem - najczęściej jest on zamiatany pod dywan, co jest krótkowzroczną strategią.

Na zdjęciu widzimy wybrukowaną parkową alejkę, wzdłuż której rosną niewysokie drzewka. Alejką poruszają się rowerzyści. Zdjęcie pochodzi z Obrazy licencjonowane przez Depositphotos.com/Drukarnia Chroma.

W rewitalizację powinny być też wpisane działania projektowania uniwersalnego, tak aby miejskie przestrzenie były dostępne dla wszystkich.

Pamiętajmy, że łatwiej zasady projektowania uniwersalnego wdrażać w przypadku nowych obiektów. Trudniej dostosować już istniejące. O ile na przystosowanie budynków użyteczności publicznej samorządy otrzymują środki, o tyle problem pojawia się w przypadku zasobów mieszkaniowych, które najczęściej mają swoje lata i są trudno adaptowalne. Mówiąc o dostępności, pamiętajmy również o innych aspektach, które w procesach rewitalizacyjnych często są pomijane, a mianowicie o dostępności do informacji, uczestnictwa w życiu społecznym i kulturalnym. To kwestie, które znacznie trudniej wyegzekwować niż przystosowanie budynku do osób z niepełnosprawnościami. Nad tym samorządy muszą popracować.

Rozmawiał: Łukasz Karkoszka

ZOBACZ TAKŻE