nych na realizację tego ambitnego projektu. Pozostała
część pochodziła w większości z kredytu.
Jak podkreśla właściciel, jego dobrze funkcjonująca
lecznica to rezultat połączenia pasji, dobrego pomy-
słu i ogromnej pracy. Warto jednak wiedzieć, że klini-
ka, dziś należąca w swej kategorii do czołówki polskiej,
miała bardzo skromne początki.
Na początek „doktor wyjazdowy”
–
Zawsze chciałem pracować z końmi
– podkreśla dok-
tor Maciej Przewoźny. –
Miłością do tych zwierząt zara-
ził mnie dziadek, który hodował konie. Myślałem, żeby
założyć stadninę, ale ktoś, komu ufałem, namówił mnie,
by skończyć weterynarię. Po takich studiach też przecież
będę mógł hodować konie.
Jak widać potoczyło się nieco inaczej, ale pasja zosta-
ła i jest realizowana w sposób najlepszy z możliwych.
Jak wspomina dzisiejszy właściciel kliniki, początki
były trudne. Po skończeniu studiów weterynaryjnych
we Wrocławiu Maciej Przewoźny na pięć lat wyjechał
do Niemiec. Tam pracował w klinice w Mühlen i rów-
nocześnie robił doktorat na wrocławskimUniwersyte-
cie Przyrodniczym.
–
Po pięciu latach wróciłem do Polski bogatszy przede
wszystkim o doświadczenie wyniesione z pracy w Niem-
czech
– przekonuje dr Przewoźny. –
Wykorzystałem
je od razu w pracy w Polsce, bo po powrocie w 2005 roku
zacząłem pracować w terenie, dojeżdżając do zwierząt.
Zawsze jednak marzyłem o własnej klinice, takiej, z jaką
zetknąłem się za granicą.
Marzenia nie od razu zaczęły się spełniać. Pierwszy
wniosek o dotację z Funduszy Europejskich na mobil-
ną klinikę został odrzucony (plan zakładał, że pienią-
dze miały być wykorzystane również na samochód,
a ówczesne zasady tego nie dopuszczały). Mimo to,
mobilna klinika powstała. Udało się uzyskać dotację
Digital Media Publishing Maciej Motylewski
Relację obejrzysz pod adresem:
https://youtu.be/RsOLHiKgUYQ